-Cześć. Tu Ana, wszystko u mnie w porządku.
-Ana!
Nareszcie, ileż można dzwonić?! Nie wzięłaś ze sobą amuletu! Dlaczego?!
Zresztą… nieważne, są ważniejsza wprawy teraz.
-Co
się dzieje? Ojciec nadal wściekły?
-Cicho,
słuchaj i nie przerywaj. Podstawowe pytanie na ten moment: czy spotkałaś w
ostatnim czasie jakiś podejrzanych ludzi? Jest ktoś teraz z Tobą? Jeśli tak, to
powiedz „nie” i zachowaj spokój.
Pomyślałam, w sumie facet który
niewiadomo skąd się wziął i kobieta-indianka udająca wróżkę to nie było zwykłe,
codzienne towarzystwo.
-„Nie”
Ale o co tu wszystko się rozbiega?
-Skup
się. Przybierz proszę Cię maskę emocji dokładnie tak, jak ćwiczyliśmy to na
zajęciach, nie zdradź swoich uczuć – poczekał chwilę – już?
-Tak
-A
teraz powiem ci coś bardzo ważnego. Po otrzymaniu tej informacji spokojnie
opuścisz miejsce, w którym się znajdujesz i ruszysz prosto do naszego domku w
Everlock.
-Tak,
rozumiem – szczerze to zaczynał mnie przerażać, ale uwierzyłam jego szczerym
zamiarom i skupiłam się na tym, aby stać się na zewnątrz „twardą skałą odporną
na działania środowiska, bez względu na otoczenie i sytuację”.
-Twój
Ojciec został zamordowany. To wszystko,
co obecnie musisz wiedzieć. Uwierz mi, że istnieją naprawdę powody przez które
tak Cię mocno ćwiczył i uwierz, lub nie, ale musisz do tych rzeczy wrócić.
Zamurowało mnie. Pierwsze moje emocje
były niewiarygodnie… pozytywne? Pomyślałam sobie „fajnie by było” – tak, jakby
Beorn po prostu sobie zażartował, a ja bym mu miała ochotę odpowiedzieć „super
informacja, doprawdy”, ale w głębi siebie czułam, że to wcale nie był żart i
gdy do mnie dotarł tak naprawdę sens jego słów miałam pustkę w głowie.
-Ana,
żyjesz?
-Tak…
tak, tak oczywiście.
-Zabieraj
się stamtąd jak najszybciej. Nie wiem kto dokładnie, ale któraś z osób w Twoim
pobliżu w tym momencie stwarza wokół Ciebie aurę niebezpieczeństwa.
-Zrozumiałam
– odpowiedziałam stanowczo nagle stając się z powrotem osobą konkretną i
rozmawiającą rzeczowo.
Od tego momentu czas biegł mi niezwykle
wolno i jakby z jakąś mgłą pokrywającą mój umysł. Nie potrafiłam zebrać myśli i
przywrócić wewnętrznego spokoju. Uśmiechnęłam się tak, jakbym przez telefon
otrzymała naprawdę dobrą wiadomość. Gra- tego też byłam uczona od najmłodszych
lat. Weszłam do restauracji. Koleś wyraźnie zaniepokojony czekał na mnie, a kobieta
czekała za ladą. Obydwoje się na mnie patrzyli.
-Wszystko
jak najbardziej w porządku, zadzwoniłam do przyjaciela taty, który dopiero co
się z nim widział. Ojciec po prostu ma nerwy z powodu mojej nieobecności.
Kobieta najwyraźniej nieco histeryzuje moją ucieczką.
-Wybacz,
ja chyba też dałem się ponieść emocjom
-Nic
się nie dzieje- zaśmiałam się lekko dla pokazania, że to „żaden problem”
W tym momencie właścicielka przyniosła
nasze jedzenie, ale tym razem już nic do nas się nie odzywając. Dobrze, że o
nic nie pytała, bo nie musiałam dalej kłamać.
-Dobra,
jemy i ja szybko dalej ruszam w trasę
-Ej!
Szczerze to liczyłem, że spędzimy ze sobą trochę czasu…
-Wujek
obiecał mi w prezencie lepszy motocykl, jeśli tylko dziś uda mi się wrócić do
domu, więc sam rozumiesz… możliwość nowej maszyny to jest to !
-Ta,
jasne… rozumiem- powiedział jakby nieco nadal nieprzekonany, czy to prawda.
-Więc,
powiedz mi jakie jest w końcu Twoje imię?
-W
najbliższym czasie prawdopodobnie nasze drogi się rozjadą, więc po co Ci ono
teraz w tym momencie?
-Heeej! Trochę pozytywniej! Mówi to facet, który
prosił się o moje imię na stacji krzycząc na pół ulicy, gdy już odjeżdżałam? W
końcu świat okazał się tak mały, że jednak spotkaliśmy się kilka dni później na
autostradzie! –starałam się brzmieć jak najbardziej pozytywnie, choć w tym
momencie jego imię nie było istotne
-Matthias
, to moje imię.
-Łał…
brzmi tak…
-Staro?
-Może…
coś w tym jest. Tak… tajemniczo po prostu…
-Ha
ha ha. No może –uśmiechnął się tym swoim zawadiackim uśmiechem
-Dobra,
w takim razie ja będę się musiała już
zbierać.
Matthias nie zadawał żadnych pytań
dlaczego akurat teraz. Zapłaciłam swój rachunek, podziękowałam kobiecie- sama
już nie wiem, czy tylko za obiad czy też za te druzgocące informacje, które
poznałam dzięki niej. Gdy już odpaliłam motocykl krzyknęłam:
-Miło
się było poznać Matthias!
Ten tylko skinął do mnie sztucznie
głową, widocznie będąc mocno zawiedziony, a może i lekko… czymś rozgniewany?
Jego
emocje w tym momencie zeszły dla mnie na drugi plan i jak najszybciej stamtąd
odjechałam. Na autostarcie przy najbliższym skrzyżowaniu zjechałam na prawo.
Powinnam jechać w drugą stronę, ale Matthias nadal za mną jechał i musiałam
starać się od niego odłączyć. Na szczęście on pojechał prosto, więc ja okrężną
drogą skierowałam się w stronę Everlock. Trasa do samego miasteczka zajęła mi
około pięciu godzin. Co chwilę upewniałam się, czy nie ma za mną czarnego
Ducati. Gdy dotarłam w pobliżu mojego celi powoi się już ściemniało. Musiałam
się skupić, aby znaleźć drogę do domku, o którym mało kto w tych okolicach
wiedział. Byłam tutaj zaraz po śmierci mamy, ale udało mi się szybko mimo
upływu lat rozpoznać charakterystyczne, grube i rozłożyste drzewo stojące zaraz
obok drogi, gdzie przebiegała leśna droga. Liczyłam, że będzie ona w nieco
lepszym stanie do jazdy motocyklem, więc, aby przejechać musiałam się zmierzyć
z dużą ilością piasku, dołków i wielkich dziur. Powoli udało mi się przejechać.
Miałam wrażenie, że poza większą ilością chwastów i stanem drogi przez te 8 lat
nic istotnego tutaj się nie zmieniło. Wzdłuż wjazdu nadal były wbite na poboczu
popsute lampiony, które dawno nie dawały już światła. Było nadal widać
pozostałości po drewnianym murku, który czasy swojej świetności przeżywał
jakieś 90 lat temu, a teraz był cały spróchniały i nie trzymał się nawet w
pionie. Przy jednym z zakrętów nadal stała rzeźba kamiennego gremlina. Ojciec
kiedyś powiedział, że wierzono w to, że istoty ciemności lepiej nadają się na
Stróży domów niż przedstawiciele dobra. Mnie osobiście figura ta po prostu
zawsze przerażała i wolałam ją szybko omijać. Podjechałam pod dom, zatrzymałam
motocykl i chwilę przyjrzałam się temu miejscu. Domek wyglądał raczej jak małam
stara chatka z ciemnego drewna na której również czas odbił swój odcisk. Widać
było wyraźnie, że deski na balkoniku przed wejściem były zapadnięte, okiennice
z których wypadły szyby zabito deskami, a dach był cały zniszczony i łatany
skrawkami różnych materiałów. Wokół tego miejsca rosły drzewa, jakby w idealnym
kręgu. Był to równie zachwycający widok, jak zobaczenie tego po raz pierwszy na
oczy- za każdym razem zachwycało tak samo. Wbrew temu, że nie miałam tu zbyt
wielu dobrych wspomnień lubiłam to miejsce. Sprawiało ono wrażenie małego domku
w jakim mieszkają zwykle dziadkowie i możesz ich odwiedzić w każde wakacje, po
prostu mimo wszystko – było tu przytulnie.
W
tym momencie z domu wyszedł Beorn. Widać było na jego twarzy zmartwienie i
oznaki tego, że ostatni czas nie był dla niego w ogóle pozytywny. Podkrążone oczy,
przylizane włosy i smutne spojrzenie mówiło samo za siebie ile godzin musiał
spędzić nad bijatyką z własnymi myślami i problemami.
-No…
tak się cieszę, że jesteś tak szybko – przytulił mnie – weź swoje rzeczy w
miarę szybko i chodź, czeka nas dziś długi wieczór i sporo wyjaśnień. Odepnij
sakwyyy- spojrzał na motocykl, nie było żadnych sakw, nie było… jego motocykla-
Yyy… przepraszam, ale gdzie się podział mój Harley, którego ze sobą zabrałaś?
-Noo,
eee… ten… jakoś tak wyszło, że musiałam go zamienić na coś innego
-Eh…Ana…
Nie ważne już teraz, odzyskam go sobie jakoś później, teraz mamy ważniejsze
sprawy na głowie
Zabrał moje rzeczy ze specjalnego kurfa
przypiętego z tyłu motocykla i ruszył do domku, a ja zaraz za nim.
-Chcesz
herbatę lub kawę?
-Beorn!-
stanęłam przy pokazać swoje oburzenie- co się z Tobą do jasnej cholery dzieje?
Dzwonisz do mnie, mówisz prosto z mostu, że mojego ojca zamordowano, a pierwsze
o co mnie pytasz to swój motocykl i …herbata? Może jeszcze zamieszasz mi
powiedzieć, że wszystko to był jeden wielki żart, żebym tylko tutaj
przyjechała?
-Spokojnie,
chodź za mną.
Poszedł do salonu, gdzie zauważyłam
odsuniętą półkę na książki, a za nią drzwi, o których wcześniej nie miałam
pojęcia. Zeszliśmy w dół ciemnymi schodami do wąskiej piwnicy, w której
znajdowały się kolejne drzwi, tym razem z wieloma przyciskami, pokrętłami,
grube, niczym wejście do bankowego sejfu. Beorn sprawnie otworzył je. Za nimi było jak w wojskowej bazie:
stalowe stoły, duże ekrany pokazujące masę skomplikowanych informacji,
powieszone bronie na ścianach i wszelkiego rodzaju ubiór do zajęć taktycznych.
Na środku, przy stole w formie podłużnego kryształu stało kilkoro ludzi
debatując nad stertą jakiś papierów. Beorn chrząknął, a wszyscy jednocześnie
odwrócili się patrząc na nas uważnie. A raczej… na mnie. Jedni mieli w oczach
jakby błysk, inni… niedowierzanie, a nawet wydawało mi się, że u niektórych
zobaczyłam nutkę znudzenia.
-To
jest Anabeth, córka naszego dotychczasowego przywódcy Edberga jak wiecie.
-O
żesz w mordę- powiedział facet o barczystej budowie wyglądający prawie jak
szafa – byłem przekonany, że również już jest po Tobie mała. Kieeeedy ja Cię
ostatnio widziałem!
-Daj
spokój Silyen,
ona z pewnością nas nie pamięta- powiedział drugi, wysoki blondyn, może w
wieku… 25 lat.
-Dobra,
cisza- powiedział Beorn.- Anabeth, jest tutaj cała nasza ekipa, której
przewodniczył wcześniej Twój Ojciec.
-Co
do za pojebana sekta? Co to w ogóle ma być? Macie jakiś związek ze śmiercią
mojego ojca, czy co? Uprawiacie jakąś dziką magię, czy jaki cel tego spotkania
świrów?
-Spokojnie.
Twój Ojciec 20 lat temu, gdy walczyliśmy o bezpieczeństwo miasta zdradził na
pewne… tajemnice. Miał wtedy przyjść właśnie na świat twój brat, którego chciał
chronić, a jego narodziny mogły pogorszyć całą sytuację bitwy.
-Ale
ja nie mam brata, więc o czym Ty mówisz?
-Twoja
mama miała w sobie śladowe ilości krwi elfickiej – kontynuował Beorn udając, że
nie słyszał mojego pytania- mogła się ona uaktywnić w pełni właśnie w waszym
pokoleniu.
-Beorn.
Zawsze miałam Cię za człowieka z dobrym poczuciem humoru, ale nie przyszłam
tutaj na lekcje z jakiś wymyślonych bajeczek o elfach i wróżkach.
-Twój
Ojciec od wielu lat walczył z nieludzkimi istotami przez co zdobył wielu wrogów
wśród grupy im przewodzącym. Przeciwnicy jego byli przekonani, że syn Maryann
odziedziczy po niej całą tę krew, a wtedy będą mogli zniszczyć elficki ród do
końca jednocześnie zabierając Edbergowi wszystko, co kocha. Maryann nie
powiedziała nikomu jednej bardzo ważnej informacji- że spodziewała się
bliźniaków. Mrocznonoścy nie chcieli pojawiać się w domu znanego i poważanego
łowcy osobiście z racji na ich obietnicę, że nie będą atakować ludzi. Wysłali
więc Eunule – czyli istoty, które były kiedyś ludźmi, chcieli nieśmiertelności,
ale postąpili źle oddając w zamian za to swoje posłuszeństwo Mrocznonościom,
który wolną wolę zostawiają tylko nielicznym. To coś jak rodzaj wampira,
którego zapewne kojarzysz z książek , czy filmów. Jest jednak spora, zasadnicza
różnica: nie ma tu wspaniałej miłości, w której wampir obiecuje swojej
ukochanej wspaniałą wieczność, bo on w tym świecie nie może o tym decydować, a
tylko i wyłącznie Najwyższa Rodzina, czyli dla nich coś w stylu królewskiego
rodu. Nie ma też mitów takich jak ich wrażliwość na światło, czy niechęć do
symboli religijnych albo słabość na srebro. Można ich rozpoznać jedynie widząc
bezpośrednio ich atak na człowieka, obserwując po zachowaniu, lub wyprowadzając
z równowagi, gdy widać wtedy u nich powoli siniejące usta od gniewu. To istoty
wyglądający niczym ludzie pomijając ich wiecznie młody wygląd, wiek, zdobytą
przez lata wiedzę, sprawność fizyczną i jeszcze… sporo innych różnic.
-Czekaj,
czekaj, czekaj. To ja mam brata, a moja mama nie zginęła spadając ze schodów,
gdy miałam 10 lat?
-Osoba,
której od małego mówiłaś „mamo” nie była nią. Była to tak naprawdę Twoja
ciotka, a moja…żona. Kiedy twój Ojciec był na kolejnym wyjeździe grupa Eunuli-
jak policzyliśmy później zapewne było ich około 10 wpadła do waszego domu.
Twoja matka ze strachu zaczęła wtedy rodzić. Te bestie zabrały Twojego brata,
zabiły matkę i uciekły. Zdążyła ona zadzwonić do mnie. Kiedy przyjechałem kilka
minut za późno ujrzałem istną masakrę: krew była wszędzie. Oceniłem szybko
sytuację: Maryann miała rozerwane gardło, a obok niej widziałem odcisk po
leżącym tam wcześniej małym, zakrwawionym dziecku, którego już nie było.
Usiadłem i załamałem się, że nie zdążyłem temu zapobiec. Widziałem, że Mary
walczyła do samego końca, ślady na jej rękach wskazywały na walkę. Zastanawiałem
się co ta biedna kobieta musiała przeżyć parę chwil temu, kiedy rodząc
wiedziała, że zabiorą jej dziecko krwiożercze istoty. Nie wiedziałem jak
przekazać tę informację Twojemu Ojcu. Nagle zauważyłem, że brzuch Twojej mamy
poruszył się. Byłem przekonany, że mi się wydawało, lub, że był to normalny
ruch płynów po urodzeniu dziecka. Siedziałem dalej, ale gdy zobaczyłem w
brzuchu odcisk małej łapki serce podeszło mi do gardła i zrozumiałem, co
Maryann miała na myśli mówiąc „a może szczęście tym razem przyjdzie do nas
podwójnie, kto wie?”. Takim oto sposobem pojawiłaś się Ty. Co się stało z Twoim
bratem? – do tej pory nie mamy pojęcia, ale nie trudno jest chyba przypuszczać,
ze zapewne nie żyje.
-Chcesz
mi powiedzieć, że banda mrocznych, głodnych zemsty potworów nasłała na moją
rodzinę drugą bandę mrocznych, nie posiadających własnej woli potworów, a moja
matka nie była tak naprawdę moją matką?
-W
skrócie… to tak.
Stałam jak strzelona piorunem
informacji nie wiedząc, czy się z tego śmiać, płakać, czy co zrobić z usłyszaną
właśnie historią jaką przedstawił mi Beorn. Reszta osób stała równie cicho.
Odebrało mi mowę, nie wiedziałam kompletnie, co powiedzieć, czy jakie zadać
kolejne pytania. Wydawało mi się to być absurdalnie śmieszną historią po
prostu… nie mogącą być prawdziwą.
-W
takim razie co z moim Ojcem? Dlaczego mnie nie szukał? Skoro był jakimś Łowcą mógłby mnie w takim razie w każdym
momencie sprowadzić do domu, kiedy uciekłam.
-W
pewnym momencie faktycznie na chwilę nam się wymknęłaś, ale po części ta Twoja
ucieczka była zaplanowana. Edberg przeczuwał, że oni się do niego wybierają,
ale nie chciał, by odkryli Ciebie. Naprawdę myślisz, że tak po prostu oddałbym
Ci kurtkę z moimi kluczami?
-Czyli,
że ja uciekłam tak naprawdę według waszego planu?!
-Tak
to się właściwie przedstawia.
-No
pięknie… A co się stało z moim ojciem po jego… po… po tym całym zdarzeniu z
potworami? Gdzie on teraz jest?
-Został
spalony według tradycji Łowców, aby Mrocznonoścy nie mogli niepokoić miejsca
jego pochówku. W testamencie na pewno napisał Ci miejsce, gdzie chciałby, abyś
rozsypała jego prochy.
-Dlaczego
miałabym robić dla niego coś, co mi
napisał?
-Nie
rozumiesz nic głupia dziewczyno? Całe
życie szkolił Cię, abyś umiała się obronić, abyś… mogła się zemścić, gdy przyjdzie
na to czas!
-Taaa,
jasne, przez co ja miałam zmarnowane pół życia i brak jakichkolwiek kontaktów
osobistych, masę siniaków, złych wspomnień i…i…i… nic dobrego! W dodatku
miałabym uwierzyć w te wszystkie historyjki?
-Chodź,
Zobaczysz coś, co mam nadzieję Cię przekona do tego, że mówiłem prawdę.
Weszliśmy za następne drzwi. Te
wydawały się być jeszcze większe i grubsze niż poprzednie. Zobaczyłam na końcu
małego, ciasnego, szarego korytarzyka drzwi jak do więziennej celi. Zdałam
sobie sprawę, gdy dotarły do mnie dochodzące stamtąd dźwięki szamotania się, że
to właśnie musiała być jakaś cela.
-Jest
tutaj jeden Eunul, radzę Ci nie podchodzić zbyt blisko do kraty.
Ostrożnie podeszłam na odległość
około metra, by móc choć trochę zobaczyć to, co znajdowało się za małym,
prostokątnym okienkiem z kratami. Siedziała tam samotnie dziewczyna – na
pierwszy rzut oka dałabym jej maksymalnie 16-17 lat. Piękne, długie blond włosy
były w okropnym stanie. Była w całym mokrym ubraniu i brudnym tak, jakby
dopiero co wróciła z lasu po miesięcznej próbie szkoły przetrwania. Siedziała
przy ścianie z kolanami przy brodzie, patrzyła się pusto w ziemię przed sobą.
-To
okropne jak wygląda ta dziewczyna! Dlaczego ją tu trzymacie? Mam zgłosić to
policji, czy sami z własnej woli ją wypuścicie?
-Fakt,
dlaczego ją tutaj trzymamy ma dwa powody. Jeden zaraz mam zamiar Ci pokazać.
Wyjął z kieszeni kurtki fiolkę z
napisem „A Rh+” – krew… no tak… czego ja się miałam niby spodziewać po tych
wszystkich historiach, soku jabłkowego?
-Wrzuć
to i obserwuj jej reakcję. Jak uznasz, że możesz do nas przyjść na dalszą część
rozmowy to zapraszam.
Stałam tak dłuższą chwilę mając
wewnątrz siebie bitwę myśli, czy nie wypuścić tej dziewczyny – w końcu to może
jakiś urojony pomysł tych ludzi. To tylko biedna, zaginiona nastolatka. Nawet
jeśli udałoby mi się otworzyć te drzwi to i tak nie udałoby mi się przedrzeć
przez tylu wyćwiczonych Łowców, więc po co dodatkowo mam stresować ją
wrzucaniem do celi jakiejś butelki z krwią?
Wrzuciłam.
To było silniejsze ode mnie. Wewnątrz mnie siedziało to … to zło wierzące, że część z tych historii musiała być prawdą.
Butelka upadając rozbiła się chlapiąc po wszystkich ścianach małej celi.
Przeżyłam w tym momencie szok. Dziewczyna zerwała się w ułamku sekundy i jak
opętana zlizywała ciecz z ziemi. Nie zwracała wcale uwagi ani na swój wygląd, ani
na swoje zachowanie. Tak jakby w tym momencie krew była centrum jej świata. Jej
tęczówki zrobiły się kompletnie bordowe jak ta krew, a skóra zrobiła się okropnie
blada- wręcz…biała. Nie żeby wcześniej wyglądała na opaloną, po prostu jak osoba
nie przebywająca na słońcu, ale teraz?! Teraz była ona barwy niczym jej jasne zęby.
Ruchy miała szybkie tak, że nie dostrzegałam wszystkiego, co robiła. Po około 30
sekundach z butelki 0,5 litrowej nie zostało nic, niewiarygodne! Dziewczyna dopadła
do drzwi wyciągając ręce przez kraty i śliniąc się na mnie, a raczej na sam mój
widok. Musiałam się cofnąć. Przyjrzałam się jej lepiej. Oczy straciły ten smutny
wyraz i ludzkie spojrzenie, jakie dostrzegałam w nich na samym początku. Usta straciły
malinowy kolor i zaczęły się robić sine. Oddychała z otwartą buzią niczym drapieżne
zwierzę. Byłam przerażona tym, co widziałam.
Stojąc
tak narastał we mnie gniew. W końcu to takie monstra zabiły moją mamę, której dlatego
nie mogłam nigdy osobiście poznać. Zapewne zabiły też mojego brata, a goście, którzy
je stworzyli i nasłali na moją rodzinę dodatkowo zabili mojego ojca. Nie żeby było
mi go jakoś specjalnie żal, ale wychodziło na to, że przez jakiś chorych na umysł
typków zostałam teraz sama! Wiedziałam, że nie będę mogła tego tak zostawić. Chciałam
najlepiej od razu zabić tę Najwyższą Rodzinę i pokazać im, gdzie ich miejsce. Ale
skoro do tej pory nie zostało to zrobione przez ludzi znajdujących się w pokoju
obok to znaczy, że nie może być to takie łatwe zadanie. W głębi siebie postawiłam
sobie to na wagę mojego honoru, aby wypełnić to zadanie. Jestem Anabeth Moonvile i już wiem, dlaczego honor tego nazwiska był
tak ważny dla mojego ojca. Osobiście przysięgam, że z równie wielką dumą pewnego
dnia wykrzyczę swoje nazwisko do osoby najbardziej odpowiedzialnej za krzywdy jakich
doświadczyłam chwilę przed tym jak… ją zwyczajnie zabiję.
…Ale
najpierw muszę się dowiedzieć jak to zrobić…