piątek, 15 sierpnia 2014

ROZDZIAŁ III - 1 połowa

Ze sporym opóźnieniem i kawałek, ale jutro najpóźniej niedziela powinna być następna połowa rozdziału :) Miłego czytania, proszę o komentarze :D



ROZDZIAŁ III
             -Co jeszcze powinnam wiedzieć?
Wszystkie twarze zwróciły się w moją stronę i w tym momencie policzyłam, że razem z Beornem było ich tutaj jedenaście osób. Jak weszłam wydawało mi się, że cały tłum.
             -W kooońcu wróciła do Ciebie konkretna rozmowa, a nie humor rozdrzaźnionej dziewczynki ze słownictwem 12-latki. Podoba mi się to- powiedział Beorn- Może najpierw przedstawię Ci ludzi tu przebywających. Enzo już znasz, miałaś z nim wcześniej szkolenia z łucznictwa, strzelania kuszą i tych tematów.
Wskazał na baczystego faceta, który pierwszy się do mnie odezwał, gdy tu przyszłam.
             -To jak już słyszałaś jest Silyen, spec od maszyn szybko jeżdżących i może osoba, która tutaj najmniej zanudzi Cię opowiadaniem o swoich pasjach.
             -Sieeemka- powiedział ślicznie się uśmiechając.
             -Cześć, chyba się szyyybko dogadamy- stwierdziłam żartobliwie na co uśmiechnęła się reszta obecnych. Cieszyłam się, że choć trochę udało mi się rozluźnić sytuację.
             -Kolega obok niego to Silyen- wyjaśniał dalej Beorn- nasza perełka od wszelkich spraw związanych z działem elektroniki. Zaplanuje Ci komputerowo dosłownie wszystko, co chcesz, znajdzie informacje jakich potrzebujesz lub naprawi coś, co działa…po prostu na prąd
             -Mhm, słucham dalej…
             -A to-wskazał na gburowato wyglądającego faceta, którego poznałam. To był ten gość, który zamknął mnie w pokoju, gdy zginęła moja ciotka, którą uważałam za swoją matkę- to jest August. Zapozna Cię z wszelką historią istot Ci potrzebnych oraz ze sposobami walki z nimi. Osobą, która nauczy Cię sztuk walki, aby wiedzieć jak je zabijać… w praktyce będzie Simon. Porządny gość, nie ma co.
             -To ja- podniósł rękę nieźle napakowany, czarnowłosy chłopak w wieku około 30 lat.
             -Jest jeszcze Michael, którego 50 lat na karku pozwoli Ci poznać zwyczaje Mrocznonośców, ich relacje, najważniejsze persony oraz sposób w jaki z nimi rozmawiać. Bycie na bieżąco z plotkami, a Mroki powiem Ci uwielbiają życie towarzyskie zapewni Ci nasza niezawodna Clarise. Szybko powinnaś zorientować się, że warto wiedzieć gdzie i w jakim rodzie aktualnie trwa zażarta kłótnia, to rozprasza ich uwagę. To bardzo ważne abyś umiała się pojawić wszędzie w takim momencie, aby Cię nie zauważono i nie wykryto. Twoim informatorem w sprawie wypadków z podejrzeniem udziału potworów, a jednocześnie łącznikiem z wszelkimi tajnymi służbami będzie były policjant Mike. Amber będzie dla Ciebie niczym druga matka… - zatrzymał się chwilę jakby kalkulując, czy to, co powiedział było bardzo niewłaściwe- lub ciotka, która pomoże Ci z wtapianiem się w tłum i charakteryzacjami stylu ubioru i mowy odpowiednich do danego zadania. Szkołę z zakresu tego, czego powinnaś się uczyć, a nie nauczy Cię nikt z tych osób przekaże Ci Tom.
Super. Od razu na myśl przyszło mi, że zapowiada się pięknie- jeszcze więcej nauki niż wcześniej, jeszcze więcej ćwiczeń, ale tym razem z „magiczną 11-nastką”, których imion i specjalizacji nie zapamiętałam chyba nawet połowy. Miałam ochotę krzyknąć „hej, poczekajcie, może wyciągnę z kieszeni mój podręczny notatnik?!”.
             -Doooobra- stwierdziłam  szczerze zastanawiając się, co jeszcze mogłabym powiedzieć – Szczerze nie ukrywam, że na początku wszystko jest dla mnie takie… nowe i po prostu… trudne do zapamiętania. Wychodzi na to, że wzory z fizyki w szkole przy tym to pestka do ogarnięcia.
Po pokoju przebiegł szmer śmiechu
             -Muszę się przejechać i wszystko to sobie poukładać.
Wychodząc nikt nic się nie odezwał, nie zadawał pytań gdzie jadę i za ile będę. Dobrze, że akceptowali to, że sama muszę sobie to przemyśleć i nikt mi się nie narzucał. Pasował mi taki układ -  oni mi coś mówią, ja mam chwilę dla siebie żeby to przetrawić w sobie. Przed domem sprawdziłam z ciekawości godzinę. Była prawie 2 w nocy, co oznacza, że w ciągu ostatnich 6 godzin moje życie zmieniło się totalnie o 180 stopni. Nie do poznania.
             Jechałam cały czas przed siebie z wyjątkiem krótkich wjazdów na stacje paliw, aby motocykl nie stanął mi na środku drogi z powodu braku paliwa. Poskładanie myśli zajęło mi dwa dni, ale długie wyprawy motocyklowe zawsze przynosiły pozytywne efekty. Myślałam nad tym, co to wszystko teraz dla mnie oznacza, jak przeżyję tę nową formę samotności wśród ludzi, których w ogóle nie znam? Czy może jednak zostawić to i odjechać stąd na zawsze? W końcu nic z tymi ludźmi nie nic nie łączyło. A zemsta? Tak… zemsta jest ważne. Nie zapomniałam też o znajomych motocyklistach z którymi spotykałam się w tajemnicy przed Ojcem. Czy wszystko u nich w porządku? Czy w taką noc jak ta nadal ścigają się poszukując wolności i nowej dawki adrenaliny? Było też mnóstwo innych pytań takich jak : czy może Ojciec nie był tak naprawdę taki zły? Może to wszystko go usprawiedliwia? Czy mój brat może jednak żyje? Czy może jednak zrobili z niego takiego potwora jak oni? Czy kiedyś w swoim życiu na drodze spotkałam się z takim monstrem nie zdając sobie nawet z tego sprawy? Pytania mnożyły się w mojej głowie coraz bardziej.
             Była to długa podróż. Jedynie dwa dni, a tyle nabytej wewnętrznej mądrości życiowej. Postanowiłam wrócić i rozpocząć dalszą naukę tego całego… burdelu, który zostawił mi Ojciec po sobie.
             Gdy dojechałam z powrotem do Everlock wpadłam szybko do sklepu, bo nie miałam pojęcia, czy w domku jest coś zdatnego do jedzenia. Kupiłam mleko, musli, zieloną herbatę, dużo owoców i trochę warzyw. Teraz, gdy emocje z lekka już opadły poczułam, że naprawdę jestem głodna, nie wyspana i kompletnie zmęczona. Należał mi się odpoczynek. Kupiłam też gazetkę z nowinkami motocyklowymi- tytuł „Świat motocykli” mówił sam za siebie. Na miejsce przybyłam około godziny 16, pogoda nadal była piękna. Zobaczyłam na podwórku Silyena zajmującego się jakimś ciekawym Harleyem. Zgasiłam silnik mojego sportowego Suzuki, zsiadłam, a kask i rękawice zostawiłam na siedzeniu.
             -Hej, co tam naprawiasz lub psujesz?
Odwrócił się zza maszyny uśmiechając się na mój widok
             -Sieeemka! Zastanawiałam się, czy jeszcze w ogóle wrócisz. Co do maszyny to w życiu nie mógłbym popsuć czegoś tak cennego
             -Coś bardzo we mnie wątpisz i to już po raz drugi. Jak nie myślisz, że już nie żyję to znowu, że nie wrócę. Nie doceniasz mnie chyba trochę. Dlatego może i ja mogę mieć wątpliwości co do twoich umiejętności… złotej rączki- zaśmiałam się łobuzersko
On również zaśmiał się cicho pod nosem, a ja dostrzegłam, że tak naprawdę to niezły z niego przystojniak. Ciemne włosy, bystre spojrzenie, czarujący uśmiech i ta budowa… to ciało znaczy się eeee… nie miał na sobie koszulki!
             -Znaczy no… chyba każdy się nad tym zastanawiał nie tylko ja
             -Silyen, Ty mnie już nie kłam na samym początku może co? Hę? Cały czas mówiłam, że przyjadę z powrotem. Sam fakt, że nie uciekłam po pięciu minutach świadczył chyba o tym, że jednak nie miałam Was dość.
             -Ja też mówiłem od samego początku, że wróci!
Uśmiechnęłam się na dźwięk tego głosu. Cieszyło mnie, że Beorn nigdzie stąd nie wyjechał.
             -Heeej Beorn – z uśmiechem podeszłam do niego przytulając się na powitanie- trochę mi zeszło, bo po prostu podróż nieco zmieniła po drodze trochę trasę- zażartowałam puszczając mu oczko
             -Dobra, dobra, ja już znam te Twoje trasy- poklepał mnie po plecach na znak, że rozumie- dzisiaj od tej godziny to raczej dużo już nie zrobimy, ale jak się ogarniesz to zapraszam do nas.
Skierował się w stronę domu najwyraźniej tyle mając mi do zakomunikowania
             -Właściwie tooo- odwrócił się w moją stronę- byłam w sklepie, kupiłam parę rzeczy i chętnie bym coś zjadła, a poza tym po prawie dwóch dniach nieustannej jazdy chętnie bym trochę… odpoczęła. Czy można misję pod tytułem „krwiożercza zemsta” przełożyć na jutro?
Usłyszałam śmiech Silyena i spiorunowałam go wzrokiem, choć zapewne nie śmiał się ze mnie, a z nieudolnego żartu o zemście.
             -Oj Beorn, daj na dziś dziewczynie spokój, jutro zacznie się wszystko tak jak trzeba
Ten nic już nie dodał od siebie, ale skinął głową dla zgody i poszedł do domu.
             -Dzięki śliczne za poparcie- powiedziałam z uśmiechem
             -To było w ramach przeprosin za niedocenianie Cię
             -Jaaasne, już to widzę, po prostu chciałeś być miły i tyle. Mam dla Ciebie propozycję nie do odrzucenia.
             -No słucham? Może ośmielę się nawet odmówić
             -Pójdę przygotować sobie jakieś jedzenie, a jak przyjdę z powrotem tutaj to powiesz mi, co Ty kombinujesz przy tym motocyklu. Może i będę miała małą prośbę w sprawie pomocy przy moim ścigaczu. Co ty na to?
Uśmiechnęłam się przekonująco, a może i zbyt flirtowanie.
             -Niestety muszę odmówić
             -Eeeej! Co znowu? Tak po prostu, dla zasady?
             -Nie. Po prostu nie lubię jak ktoś przy mnie jje, a ja nie mam dla siebie nic dobrego.
Zaśmiałam się. Typowy facet po prostu…
             -No dobra, Tobie tez coś przyniosę. Ale ostrzegam, mam lekką dietkę, wiesz… ćwiczenia, figura i te sprawy… więc jedzenie będzie specyficzne
             -Zakładam, że nie będzie mięsa?
             -Niestety nie, za późno na takie kalorie jak dla mnie
             -Trudno, jakoś będę musiał to przeżyć.
Zrobiłam szybko dwie miski musli z mlekiem, jogurtowy shake ze zmiksowanych truskawek, bananów i kiwi oraz owocowe koreczki z kawałków mango, winogron, morel i malin. Krótko mówiąc: witaminowa bomba, a raczej nie konkretna kolacja. Zanim wyszłam na dwór przebrałam się w cieńsze rzeczy, bo słońce świeciło niemożliwie przyjemnie. Schodząc już po schodach pomyślałam jeszcze o czymś do picia, więc wskoczyłam na sekundę do kuchni robiąc lemoniadę z dodatkiem świeżej mięty i lodem. Włożyłam wszystko na jedną, wielką tacę i wyszłam.
             -Oto jestem! Zgaduję, że musiałeś za mną tęsknić?
             -Ta, jasne, całe wieki Cię nie widziałem. Co masz ze sobą fajnego?
Nie umknęło mojej uwadze to, że miał niewyobrażalnie pięknie wyrzeźbione plecy i był nieziemsko męski. Zganiłam się w myślach za to, na co zwracam uwagę.
             -Em, no cóż… musli, koreczki owocowe, świeży shake jogurtowy z truskawek, bananów i kiwi oraz zimna lemoniada z miętą.
             -Co fakt, to fakt: bez mięsa, ale i tak brzmi dobrze.
Postawiłam tacę na stojących obok oponach robiąc z nich chwilowy stolik. Silyen usiadł obok na ziemi i sięgnął po lemoniadę. Wypił ją w trzy sekundy po czym sięgnął po koreczki. Siedząc tak, rozmawiając i naprawiając oba motocykle minęło nam prawie całe popołudnie. Nagle z lasu dobiegły do nas jakieś krzyki.
             -Sily! Zabierz Anę do domu!
             -Że co?
Zanim zdążyłam przeanalizować fakt, że był do głos Beorna Sily podniósł się w sekundzie, a zza rogu domu wybiegł Tom. Dopadł się szybko do skrzynki obok tarasu wyciągając z niej stos groźnie wyglądającej broni.
             -Co się w ogóle dzieje?!
             -Cicho bądź!
Silyen porwał mnie na ręce, ale zanim zdążył przebiec dystans do domu to zza ściany lasy wybiegł szalony człowiek. Nie… patrząc na sposób jego poruszanie się dostrzegłam, że ro nie mógł być żaden człowiek. Zanim zdążyłam przemyśleć głupotę jaką powiedziałam w swojej słowie Sily-jak zdrobniale nazwał go Beorn- postawił mnie na ziemi i pchnął za stojący obok samochód mówiąc szybko:
             -Schowaj się, nie ruszaj i nie odzywaj
Jak powiedział- tak zrobiłam. On pobiegł w stronę potwora, czy człowieka, gdzie zaraz obok pojawił się Beorn i zaczęła się porządna walka, a nie taka „na niby” jaką widywało się w dzieciństwie u kolegów. Bestia-bo tak to podsumowałam- była bardzo blisko mojego opiekuna, serce biło mi jak szalone. Silyen próbował ze wszystkich sił złapać ją od tyłu za kark, ale wcale nie wyglądało to na łatwe zadanie. W pewnym momencie, gdy ten próbował już po raz kolejny złapać Beorna Silyen skoczył w jego stronę. Potwór jednak obrócił się i z całej siły złapał go na wysokości brzucha i mocno rzucił o drzewo jak lalką.
             -Nieee!- krzyknęłam i zaraz zrozumiałam, że było to błędem, bo monstrum odwróciło się w moją stronę. Zaczęło szybko biec do mnie nie zważając uwagi na to, jakie przeszkody ma po drodze. Tom za wszelką cenę chciał go zatrzymać. Zarzucił mu łańcuch na szyję na co bestia bardzo się wściekła. Złapała za niego, pociągnęła mocno szorując jednocześnie Tomem o ziemię. Beorn zerwał się, ale nie zdążył dobiec. Potwór nachylił się nad leżącym nauczycielem i… skręcił mu kark. Przez ten moment opiekun podbiegł do skrzyni, wyrwał z niej deskę i wbił ją bestii w plecy. Na chwilę wszystko zdawało się zatrzymać. Jakby życie w tym miejscu zamarło. Słychać było tylko świst oddechu potwora.
             -Toooom!- krzyknął Beorn klękając obok niego. Ja w tym momencie wyszłam zza samochodu- Musiałaś się odzywać? Było siedzieć cicho? Nie umiesz zrozumieć prostych słów jak siedzieć i cicho? Więcej tak nigdy nie rób!
Wstał. W tym czasie reszta osób wyszła z domu. Kilkoro z nich razem z Beornem zaprowadziła potwora do domu, zapewne do tej ciasnej celi. Ja powoli zaczęłam iść w stronę Silyena. Otaczało go już 6 osób, ale pomiędzy mini zauważyłam, że połowę brzucha miał poharatanego jakby zaatakował go przynajmniej jakiś wielki niedźwiedź, czy gepard. Nie wyglądało to dobrze. Od samego widoku miałam zawroty głowy, a co mowa o wyobrażeniu sobie bólu jaki właśnie musiał przeżywać. Nie mogłam na to patrzeć.
             -Proszę, powiedzcie, że on z tego wyjdzie. To wszystko moja wina, ja … ja … przepraszam. Nie powinnam krzyczeć, a najlepiej to pobiec im pomóc.
Odwróciła się znad nieprzytomnego chłopaka ciemnowłosa kobieta. Przypomniałam sobie, że nazwali ją Clarise, wydawała się być miła.
             -Spokojnie kochana, to nie Twoja wina. Powinien z tego wyjść, choć może to wcale nie być tak szybko. Chodź lepiej już do domu, za chwilę się uspokoisz, a później zobaczymy, co będzie dalej.
             -Ta..tak…chyba pójdę się umyć, to mnie nieco odświeży.
Udałam się do łazienki. Pod prysznice prawie, że gorąca woda spływała po mnie jakby potrafiła zabrać wszystkie moje problemy. Stałam tak jakiś czas naprawdę wierząc, że mi to pomoże, ale było to tylko chwilowe uczucie. Gdy w końcu się ubrałam i zeszłam na dół do salony wszyscy już tam byli. Było nie do wytrzymania cicho
             -Ja..em, chciałabym was wszystkich przeprosić.
             -Ana…nie… -powiedział Beorn – po pierwsze to ja powinienem Cię przeprosić najpierw za to, że nie zatrzymałem tego Eunula tam… w lesie, a przyszedł on tu za mną przez co to ja naraziłem Ciebie na niebezpieczeństwo. Po drugie… za mój gniew z powodu…z powodu Toma na Ciebie był nieuzasadniony, bo to w żadnym wypadku nie była Twoja wina. Ty pierwszy raz miałaś styczność z atakiem takiego potwora, nikt nie może od Ciebie wymagać od razu perfekcyjnego zachowania. Na takie rzeczy po prostu trzeba Cię przygotować.
             -Mam w sumie dwa pytanie. Jaki jest ten drugi powód o którym wspominaliście, dla którego trzymacie tutaj te Eunule, a ich nie zabijacie? I jak niby ja mam je sama zabijać, skoro 3 gości w dobrej formie fizycznej nie dało jednemu takiemu rady?
             -Hm… może od początku odpowiem na pierwsze Twoje pytanie- powiedział gość po 30-stce, który miał na imię August i jak sobie przypominałam specjalizował się w historii i sposobach walki z tymi istotami- jak już wiesz, każdego Eunula musiał ktoś stworzyć, czyli jakiś Mrocznonośca. Wśród Mroków skrótowo ich nazywając występuje pewien rodzaj … hierarchii… jak w wojsku. Mroki zależnie od statusu rodu do którego należą mogą odpowiednio stworzyć 1,3 lub 5 takich bestii. Osób, które mogą stworzyć troje lub pięcioro jest stosunkowo mało, a to dlatego, że muszą oni kontrolować swoją liczebność, aby nie zdradzić na świecie swojej obecności wśród ludzi i masowego przekazu jakim są media. Ograniczeń nie ma tylko ich Najwyższy Król, ale jego rodzina już jak najbardziej ma. Istoty te są im potrzebne do walki, aby nie ingerować w nią osobiście. Dlatego to nie mają one do końca własnej woli. Nie znaczy to, że są jak roboty trzymane w klatce. Same decydują o swoim trybie życia, ale w momencie wydania rozkazu nie mają na tyle silnej woli, by się temu przeciwstawić. Jest tu pewna zależność. Aby stworzyć takiego sługę Mrok musi mu oddać dla niego część siebie, czyli trochę swojej krwi. Jeżeli zabije się jego Eunula to on staje się słabszy. Niestety jego regeneracja do pełni sił nie trwa długo, bo około tygodnia. To jednak daje nam tydzień na odnalezienie tego Mrocznonoścy i łatwiejsze zabicie go.
             -Czyli trzymacie ich licząc, ze najpierw uda Wam się ustalić ich stworzycieli, aby nie tracić tego tygodnia na darmo?
             -Dokładnie też dlatego. Często jednak musimy w potrzebie samoobrony zabić takiego Eunula od razu.
             -Po dzisiejszym dniu muszę stwierdzić, że ta konieczność coś słabo Wam wychodzi.
             -To, co widziałaś dzisiaj było efektem nieprzygotowania naszych ludzi na atak mentalnie oraz zaskoczenia i braku wyposażenia pod ręką. Beorn był tylko na spacerze i został tak samo zaskoczony jak pozostali. Nauka techniki i nabycie broni z zawartością wyciągu z korony cyprysu, którego one nie tolerują pozwoli Ci samej, bez naszej pomocy zabić takiego Eunula. Masz też w sobie część Elfiej Krwi, czyli też część magii, dlatego powinnaś nosić cały czas swój amulet.
Wyjął z kieszeni wisiorek, który zdecydowałam się zostawić, gdy ostatni raz widziałam się z Ojcem.
             -Trzymaj. Od wieków należy do Twojej rodziny.
Faktycznie, teraz po raz pierwszy mu się przyglądając zauważyłam, że nie jest to jakiś pierwszy-lepszy medalionik ze zwykłego sklepu, czy miejscowego bazaru, ale naprawdę staro wyglądająca rzecz. Był to srebrny wisior z zawieszką z kamienia czarnego marmuru w kształcie księżyca ze srebrnymi mackami wokół dolnego rogu.
             -Czy wiesz, co w ogóle oznacza ten wisior?
             -Nie. Szczerze to przez lata byłam przekonana, że to tylko jakiś kolejny, chory wymysł mojego ojca i nie chciałam go nosić.
             -Księżyc w kulturze Elfów miał zawsze duże znaczenie. Wpływał na wydajność ich magii. Tak było podobno, choć mamy trochę co do tego wątpliwości. Nici ze srebra na jego dole, które tam widzisz to symbole 10 rzek przy których rozpoczęła się cała cywilizacja Elfiego Królestwa. Te małe perły, których jest 4 określają z którego pokolenia był Twój ród. Czwarte pokolenie było niestety ostatnim pokoleniem Królewskim. Noś go pod koszulką. Zwykły człowiek zapewne uwierzy, że nabyłaś go na bazarku z rupieciami, ale starszy Mrocznonośca może już się Tobą niepotrzebnie zainteresować.
             -Rozumiem. Czyli jakim sposobem dokładnie zabić Eunula?
             -Przebić mu miejsce serca drzewcem cyprysowym. Nie wierz nigdy, że one mają serce. Nie mają. To byłoby na tyle.
             -A Mrocznonoścę?
-To samo, tylko z taką różnicą, że Ci są o wiele silniejsi z biegiem lat?
Wszyscy patrzyli na mnie jak 10-letnie dziecko w szkole podstawowej zastanawiając się zapewne, czy dokładnie po kolei zrozumiałam ich wszystkie lekcje, żeby nie musieli mi tego dwa razy dobitniej powtarzać.
             -Dobra. Chcę jak najszybciej zacząć to całe szkolenie.
Każdy z nich przytaknął głową wyrażając swoje poparcie. Tego dnia, a raczej już wieczora nie było zajęć, a jedynie przygotowania do pogrzebu Toma.
Na polanie parę set metrów od domu, w lesie zbudowali z drewna wysoki, prostokątny stos. Położono na nim Toma w odświętnej szacie na ostatnią drogę wykonaną z białego atłasu. Wszyscy ustawili się wokoło. Beorn położył obok niego jego nauczycielską encyklopedię, która była symbolem jego wiedzy. Następnie odczytał powoli, poważnym głosem modlitwę w obcym dla mnie języku. Był to środek nocy. Biegiem przypadku księżyc był w idealnym kształcie takim samym jak na moim naszyjniku. Nasz okrąg oświetlały w równych odstępach rozłożone pochodnie. Każdy miał poważną minę i był ubrany w kolorze czarnym. Klimat całej tej ceremonii był jak najbardziej mroczny. Obleciały mnie ciarki i zastanowiłam się, czy czuję się tu bezpiecznie. Może to głupie, ale w takim momencie zastanawiałam się jak to jest z pozwoleniem władz na taki pochówek. Na pewno nie było takiego pozwolenia. Również w głowie powstały mi pytania, czy Tom miał może jakąś rodzinę? Jeśli tak to dlaczego ich tutaj nie było? Może ich nie powiadomiono?
Z zamyślenia wyrwałam się, gdy zaczęliśmy spacerować wokół kręgu. Było nas tylko 8 osób, ponieważ ranny Progmalion był w domu, a tam z nim nadzorując jego stan była Amber i Enzo. Zatrzymaliśmy się kończąc chwilą ciszy. W tym momencie Beorn chwycił za pochodnię stojącą obok niego i podpalił stos w każdym z jego rogów. Wrócił na swoje miejsce, a każdy przypatrywał się powoli rozprzestrzeniającym  się po stosie płomieniom. Nagle, bez żadnego oficjalnego zakończenia ludzie zaczęli iść do domu. Beorn jednak nadal stał w miejscu. Stephen klepnął mnie w ramię przechodząc obok mnie.
             -Chodźmy, dajmy mu się pożegnać samemu-szepnął.
W domu nadal nikt nie miał ochoty na rozmowy. Poszłam do salonu, gdzie leżał Silyen. Podłączony był do różnego rodzaju szpitalnej aparatury podtrzymującej jego funkcje życiowe. Nie mam pojęcia jak oni takie rzeczy znaleźli w domu.
             -No i jak z nim?- zapytałam cicho
Na fotelu obok Amber właśnie przysnęła. Enzo odwrócił się w moją stronę.
             -Chciałbym powiedzieć, że dobrze, ale nie widać żadnej poprawy. Amber przysnęła, pomożesz mi zmienić mu bandaże?
             -Pewnie…tak…znaczy, no oczywiście…
Wzięłam krzesło i usiadłam obok. Miałam obawy przed tym, co zobaczę pod bandażami. Nigdy nie bałam się krwi, ale widok otwartych ran tez nie był cudowny. Wzięłam się w garść. Enzo odkrył lekko koc, a ja zobaczyłam, że bandaże na brzuchu Silyena są nadal całe we krwi pomimo kilkorazowej już wymiany.
             -Jeszcze nie odkryliśmy tego, a mnie już też nie wygląda to dobrze
             -Właśnie, nie widziałaś jeszcze tego, co pod spodem
On przytrzymał go za plecy lekko wyżej, aby było mi łatwiej, a ja delikatnie odwijałam bandaże. Miał rację- pod bandażami było na serio gorzej. Rany-ewidentnie po długich, ostrych pazurach biegły w poprzek całego brzucha. Wokół nich zrobił się stan zapalny, skóra była czerwona i rozgrzana. Na brzegach rozcięć zbierała się ropa wraz z innymi wydzielinami tworząca nieprzyjemnie pachnącą maź.
             -Źle to wygląda- podsumowałam po raz drugi
             -Cały czas podajemy mu surowicę, ale zakażenie od Eunula nadal postępuje. Trzeba czekać na reakcje obronne ze strony jego organizmu, ale teraz…jakby się poddawał.
             -Nie… tak nie może być. Nie rozumiem dlaczego w ogóle nie zawieziecie go do szpitala?- zapytałam okładając mu brzuch gazami nasączonymi solami fizjologicznymi.
             -Po co? Zawieźć go i zmyślać, że zaatakowało go zwierzę i ich leczenie nadal mu nic nie pomoże? To był atak Eunula, tutaj wymagana jest cierpliwość i wiedza o tym, a nie medykamenty, które na nic tu nie zdadzą rezultatu.
             -Rozumiem.
Zamilkłam i skupiłam się na swoim zadaniu. Nie chciałam się wtrącać, po prostu denerwowała mnie taka bezsilność. Widziałam faceta z którym spędziłam właśnie miło cały dzień leżącego i praktycznie… umierającego. Byłam bezsilna, starałam się wyrzucić te negatywne myśli  z siebie. Wszystko musi być dobrze. Bandażowałam jak najdelikatniej mogłam, ale pomimo tego, że Silyen był nieprzytomny to dostrzegałam na jego twarzy ból, gdy mocniej przyciskałam niechcący bandaż. Zalała mnie kolejna fala smutku, było mi go niesamowicie szkoda. Biedak zapewne to wszystko czuł ze zdwojoną siłą, zapewne też podświadomie nas słyszał, a nie mógł nic powiedzieć, ani zrobić.

piątek, 30 maja 2014

ROZDZIAŁ II



-Cześć. Tu Ana, wszystko u mnie w porządku.
             -Ana! Nareszcie, ileż można dzwonić?! Nie wzięłaś ze sobą amuletu! Dlaczego?! Zresztą… nieważne, są ważniejsza wprawy teraz.
             -Co się dzieje? Ojciec nadal wściekły?
             -Cicho, słuchaj i nie przerywaj. Podstawowe pytanie na ten moment: czy spotkałaś w ostatnim czasie jakiś podejrzanych ludzi? Jest ktoś teraz z Tobą? Jeśli tak, to powiedz „nie” i zachowaj spokój.
Pomyślałam, w sumie facet który niewiadomo skąd się wziął i kobieta-indianka udająca wróżkę to nie było zwykłe, codzienne towarzystwo.
             -„Nie” Ale o co tu wszystko się rozbiega?
             -Skup się. Przybierz proszę Cię maskę emocji dokładnie tak, jak ćwiczyliśmy to na zajęciach, nie zdradź swoich uczuć – poczekał chwilę – już?
             -Tak
             -A teraz powiem ci coś bardzo ważnego. Po otrzymaniu tej informacji spokojnie opuścisz miejsce, w którym się znajdujesz i ruszysz prosto do naszego domku w Everlock.
             -Tak, rozumiem – szczerze to zaczynał mnie przerażać, ale uwierzyłam jego szczerym zamiarom i skupiłam się na tym, aby stać się na zewnątrz „twardą skałą odporną na działania środowiska, bez względu na otoczenie i sytuację”.
             -Twój Ojciec został zamordowany.  To wszystko, co obecnie musisz wiedzieć. Uwierz mi, że istnieją naprawdę powody przez które tak Cię mocno ćwiczył i uwierz, lub nie, ale musisz do tych rzeczy wrócić.
Zamurowało mnie. Pierwsze moje emocje były niewiarygodnie… pozytywne? Pomyślałam sobie „fajnie by było” – tak, jakby Beorn po prostu sobie zażartował, a ja bym mu miała ochotę odpowiedzieć „super informacja, doprawdy”, ale w głębi siebie czułam, że to wcale nie był żart i gdy do mnie dotarł tak naprawdę sens jego słów miałam pustkę w głowie.
             -Ana, żyjesz?
             -Tak… tak, tak oczywiście.
             -Zabieraj się stamtąd jak najszybciej. Nie wiem kto dokładnie, ale któraś z osób w Twoim pobliżu w tym momencie stwarza wokół Ciebie aurę niebezpieczeństwa.
             -Zrozumiałam – odpowiedziałam stanowczo nagle stając się z powrotem osobą konkretną i rozmawiającą rzeczowo.
Od tego momentu czas biegł mi niezwykle wolno i jakby z jakąś mgłą pokrywającą mój umysł. Nie potrafiłam zebrać myśli i przywrócić wewnętrznego spokoju. Uśmiechnęłam się tak, jakbym przez telefon otrzymała naprawdę dobrą wiadomość. Gra- tego też byłam uczona od najmłodszych lat. Weszłam do restauracji. Koleś wyraźnie zaniepokojony czekał na mnie, a kobieta czekała za ladą. Obydwoje się na mnie patrzyli.
             -Wszystko jak najbardziej w porządku, zadzwoniłam do przyjaciela taty, który dopiero co się z nim widział. Ojciec po prostu ma nerwy z powodu mojej nieobecności. Kobieta najwyraźniej nieco histeryzuje moją ucieczką.
             -Wybacz, ja chyba też dałem się ponieść emocjom
             -Nic się nie dzieje- zaśmiałam się lekko dla pokazania, że to „żaden problem”
W tym momencie właścicielka przyniosła nasze jedzenie, ale tym razem już nic do nas się nie odzywając. Dobrze, że o nic nie pytała, bo nie musiałam dalej kłamać.
             -Dobra, jemy i ja szybko dalej ruszam w trasę
             -Ej! Szczerze to liczyłem, że spędzimy ze sobą trochę czasu…
             -Wujek obiecał mi w prezencie lepszy motocykl, jeśli tylko dziś uda mi się wrócić do domu, więc sam rozumiesz… możliwość nowej maszyny to jest to !
             -Ta, jasne… rozumiem- powiedział jakby nieco nadal nieprzekonany, czy to prawda.
             -Więc, powiedz mi jakie jest w końcu Twoje imię?
             -W najbliższym czasie prawdopodobnie nasze drogi się rozjadą, więc po co Ci ono teraz w tym momencie?
             -Heeej!  Trochę pozytywniej! Mówi to facet, który prosił się o moje imię na stacji krzycząc na pół ulicy, gdy już odjeżdżałam? W końcu świat okazał się tak mały, że jednak spotkaliśmy się kilka dni później na autostradzie! –starałam się brzmieć jak najbardziej pozytywnie, choć w tym momencie jego imię nie było istotne
             -Matthias , to moje imię.
             -Łał… brzmi tak…
             -Staro?
             -Może… coś w tym jest. Tak… tajemniczo po prostu…
             -Ha ha ha. No może –uśmiechnął się tym swoim zawadiackim uśmiechem
             -Dobra, w takim razie ja będę  się musiała już zbierać.
Matthias nie zadawał żadnych pytań dlaczego akurat teraz. Zapłaciłam swój rachunek, podziękowałam kobiecie- sama już nie wiem, czy tylko za obiad czy też za te druzgocące informacje, które poznałam dzięki niej. Gdy już odpaliłam motocykl krzyknęłam:
             -Miło się było poznać Matthias!
Ten tylko skinął do mnie sztucznie głową, widocznie będąc mocno zawiedziony, a może i lekko… czymś rozgniewany?
             Jego emocje w tym momencie zeszły dla mnie na drugi plan i jak najszybciej stamtąd odjechałam. Na autostarcie przy najbliższym skrzyżowaniu zjechałam na prawo. Powinnam jechać w drugą stronę, ale Matthias nadal za mną jechał i musiałam starać się od niego odłączyć. Na szczęście on pojechał prosto, więc ja okrężną drogą skierowałam się w stronę Everlock. Trasa do samego miasteczka zajęła mi około pięciu godzin. Co chwilę upewniałam się, czy nie ma za mną czarnego Ducati. Gdy dotarłam w pobliżu mojego celi powoi się już ściemniało. Musiałam się skupić, aby znaleźć drogę do domku, o którym mało kto w tych okolicach wiedział. Byłam tutaj zaraz po śmierci mamy, ale udało mi się szybko mimo upływu lat rozpoznać charakterystyczne, grube i rozłożyste drzewo stojące zaraz obok drogi, gdzie przebiegała leśna droga. Liczyłam, że będzie ona w nieco lepszym stanie do jazdy motocyklem, więc, aby przejechać musiałam się zmierzyć z dużą ilością piasku, dołków i wielkich dziur. Powoli udało mi się przejechać. Miałam wrażenie, że poza większą ilością chwastów i stanem drogi przez te 8 lat nic istotnego tutaj się nie zmieniło. Wzdłuż wjazdu nadal były wbite na poboczu popsute lampiony, które dawno nie dawały już światła. Było nadal widać pozostałości po drewnianym murku, który czasy swojej świetności przeżywał jakieś 90 lat temu, a teraz był cały spróchniały i nie trzymał się nawet w pionie. Przy jednym z zakrętów nadal stała rzeźba kamiennego gremlina. Ojciec kiedyś powiedział, że wierzono w to, że istoty ciemności lepiej nadają się na Stróży domów niż przedstawiciele dobra. Mnie osobiście figura ta po prostu zawsze przerażała i wolałam ją szybko omijać. Podjechałam pod dom, zatrzymałam motocykl i chwilę przyjrzałam się temu miejscu. Domek wyglądał raczej jak małam stara chatka z ciemnego drewna na której również czas odbił swój odcisk. Widać było wyraźnie, że deski na balkoniku przed wejściem były zapadnięte, okiennice z których wypadły szyby zabito deskami, a dach był cały zniszczony i łatany skrawkami różnych materiałów. Wokół tego miejsca rosły drzewa, jakby w idealnym kręgu. Był to równie zachwycający widok, jak zobaczenie tego po raz pierwszy na oczy- za każdym razem zachwycało tak samo. Wbrew temu, że nie miałam tu zbyt wielu dobrych wspomnień lubiłam to miejsce. Sprawiało ono wrażenie małego domku w jakim mieszkają zwykle dziadkowie i możesz ich odwiedzić w każde wakacje, po prostu mimo wszystko – było tu przytulnie.
             W tym momencie z domu wyszedł Beorn. Widać było na jego twarzy zmartwienie i oznaki tego, że ostatni czas nie był dla niego w ogóle pozytywny. Podkrążone oczy, przylizane włosy i smutne spojrzenie mówiło samo za siebie ile godzin musiał spędzić nad bijatyką z własnymi myślami i problemami.
             -No… tak się cieszę, że jesteś tak szybko – przytulił mnie – weź swoje rzeczy w miarę szybko i chodź, czeka nas dziś długi wieczór i sporo wyjaśnień. Odepnij sakwyyy- spojrzał na motocykl, nie było żadnych sakw, nie było… jego motocykla- Yyy… przepraszam, ale gdzie się podział mój Harley, którego ze sobą zabrałaś?
             -Noo, eee… ten… jakoś tak wyszło, że musiałam go zamienić na coś innego
             -Eh…Ana… Nie ważne już teraz, odzyskam go sobie jakoś później, teraz mamy ważniejsze sprawy na głowie
Zabrał moje rzeczy ze specjalnego kurfa przypiętego z tyłu motocykla i ruszył do domku, a ja zaraz za nim.
             -Chcesz herbatę lub kawę?
             -Beorn!- stanęłam przy pokazać swoje oburzenie- co się z Tobą do jasnej cholery dzieje? Dzwonisz do mnie, mówisz prosto z mostu, że mojego ojca zamordowano, a pierwsze o co mnie pytasz to swój motocykl i …herbata? Może jeszcze zamieszasz mi powiedzieć, że wszystko to był jeden wielki żart, żebym tylko tutaj przyjechała?
             -Spokojnie, chodź za mną.
Poszedł do salonu, gdzie zauważyłam odsuniętą półkę na książki, a za nią drzwi, o których wcześniej nie miałam pojęcia. Zeszliśmy w dół ciemnymi schodami do wąskiej piwnicy, w której znajdowały się kolejne drzwi, tym razem z wieloma przyciskami, pokrętłami, grube, niczym wejście do bankowego sejfu. Beorn sprawnie otworzył  je. Za nimi było jak w wojskowej bazie: stalowe stoły, duże ekrany pokazujące masę skomplikowanych informacji, powieszone bronie na ścianach i wszelkiego rodzaju ubiór do zajęć taktycznych. Na środku, przy stole w formie podłużnego kryształu stało kilkoro ludzi debatując nad stertą jakiś papierów. Beorn chrząknął, a wszyscy jednocześnie odwrócili się patrząc na nas uważnie. A raczej… na mnie. Jedni mieli w oczach jakby błysk, inni… niedowierzanie, a nawet wydawało mi się, że u niektórych zobaczyłam nutkę znudzenia.
             -To jest Anabeth, córka naszego dotychczasowego przywódcy Edberga jak wiecie.
             -O żesz w mordę- powiedział facet o barczystej budowie wyglądający prawie jak szafa – byłem przekonany, że również już jest po Tobie mała. Kieeeedy ja Cię ostatnio widziałem!
             -Daj spokój Silyen, ona z pewnością nas nie pamięta- powiedział drugi, wysoki blondyn, może w wieku… 25 lat.
                 -Dobra, cisza- powiedział Beorn.- Anabeth, jest tutaj cała nasza ekipa, której przewodniczył wcześniej Twój Ojciec.
                 -Co do za pojebana sekta? Co to w ogóle ma być? Macie jakiś związek ze śmiercią mojego ojca, czy co? Uprawiacie jakąś dziką magię, czy jaki cel tego spotkania świrów?
                 -Spokojnie. Twój Ojciec 20 lat temu, gdy walczyliśmy o bezpieczeństwo miasta zdradził na pewne… tajemnice. Miał wtedy przyjść właśnie na świat twój brat, którego chciał chronić, a jego narodziny mogły pogorszyć całą sytuację bitwy.
                 -Ale ja nie mam brata, więc o czym Ty mówisz?
                 -Twoja mama miała w sobie śladowe ilości krwi elfickiej – kontynuował Beorn udając, że nie słyszał mojego pytania- mogła się ona uaktywnić w pełni właśnie w waszym pokoleniu.
                 -Beorn. Zawsze miałam Cię za człowieka z dobrym poczuciem humoru, ale nie przyszłam tutaj na lekcje z jakiś wymyślonych bajeczek o elfach i wróżkach.
                 -Twój Ojciec od wielu lat walczył z nieludzkimi istotami przez co zdobył wielu wrogów wśród grupy im przewodzącym. Przeciwnicy jego byli przekonani, że syn Maryann odziedziczy po niej całą tę krew, a wtedy będą mogli zniszczyć elficki ród do końca jednocześnie zabierając Edbergowi wszystko, co kocha. Maryann nie powiedziała nikomu jednej bardzo ważnej informacji- że spodziewała się bliźniaków. Mrocznonoścy nie chcieli pojawiać się w domu znanego i poważanego łowcy osobiście z racji na ich obietnicę, że nie będą atakować ludzi. Wysłali więc Eunule – czyli istoty, które były kiedyś ludźmi, chcieli nieśmiertelności, ale postąpili źle oddając w zamian za to swoje posłuszeństwo Mrocznonościom, który wolną wolę zostawiają tylko nielicznym. To coś jak rodzaj wampira, którego zapewne kojarzysz z książek , czy filmów. Jest jednak spora, zasadnicza różnica: nie ma tu wspaniałej miłości, w której wampir obiecuje swojej ukochanej wspaniałą wieczność, bo on w tym świecie nie może o tym decydować, a tylko i wyłącznie Najwyższa Rodzina, czyli dla nich coś w stylu królewskiego rodu. Nie ma też mitów takich jak ich wrażliwość na światło, czy niechęć do symboli religijnych albo słabość na srebro. Można ich rozpoznać jedynie widząc bezpośrednio ich atak na człowieka, obserwując po zachowaniu, lub wyprowadzając z równowagi, gdy widać wtedy u nich powoli siniejące usta od gniewu. To istoty wyglądający niczym ludzie pomijając ich wiecznie młody wygląd, wiek, zdobytą przez lata wiedzę, sprawność fizyczną i jeszcze… sporo innych różnic.
                 -Czekaj, czekaj, czekaj. To ja mam brata, a moja mama nie zginęła spadając ze schodów, gdy miałam 10 lat?
                 -Osoba, której od małego mówiłaś „mamo” nie była nią. Była to tak naprawdę Twoja ciotka, a moja…żona. Kiedy twój Ojciec był na kolejnym wyjeździe grupa Eunuli- jak policzyliśmy później zapewne było ich około 10 wpadła do waszego domu. Twoja matka ze strachu zaczęła wtedy rodzić. Te bestie zabrały Twojego brata, zabiły matkę i uciekły. Zdążyła ona zadzwonić do mnie. Kiedy przyjechałem kilka minut za późno ujrzałem istną masakrę: krew była wszędzie. Oceniłem szybko sytuację: Maryann miała rozerwane gardło, a obok niej widziałem odcisk po leżącym tam wcześniej małym, zakrwawionym dziecku, którego już nie było. Usiadłem i załamałem się, że nie zdążyłem temu zapobiec. Widziałem, że Mary walczyła do samego końca, ślady na jej rękach wskazywały na walkę. Zastanawiałem się co ta biedna kobieta musiała przeżyć parę chwil temu, kiedy rodząc wiedziała, że zabiorą jej dziecko krwiożercze istoty. Nie wiedziałem jak przekazać tę informację Twojemu Ojcu. Nagle zauważyłem, że brzuch Twojej mamy poruszył się. Byłem przekonany, że mi się wydawało, lub, że był to normalny ruch płynów po urodzeniu dziecka. Siedziałem dalej, ale gdy zobaczyłem w brzuchu odcisk małej łapki serce podeszło mi do gardła i zrozumiałem, co Maryann miała na myśli mówiąc „a może szczęście tym razem przyjdzie do nas podwójnie, kto wie?”. Takim oto sposobem pojawiłaś się Ty. Co się stało z Twoim bratem? – do tej pory nie mamy pojęcia, ale nie trudno jest chyba przypuszczać, ze zapewne nie żyje.
                 -Chcesz mi powiedzieć, że banda mrocznych, głodnych zemsty potworów nasłała na moją rodzinę drugą bandę mrocznych, nie posiadających własnej woli potworów, a moja matka nie była tak naprawdę moją matką?
                 -W skrócie… to tak.
Stałam jak strzelona piorunem informacji nie wiedząc, czy się z tego śmiać, płakać, czy co zrobić z usłyszaną właśnie historią jaką przedstawił mi Beorn. Reszta osób stała równie cicho. Odebrało mi mowę, nie wiedziałam kompletnie, co powiedzieć, czy jakie zadać kolejne pytania. Wydawało mi się to być absurdalnie śmieszną historią po prostu… nie mogącą być prawdziwą.
                 -W takim razie co z moim Ojcem? Dlaczego mnie nie szukał? Skoro był jakimś Łowcą mógłby mnie w takim razie w każdym momencie sprowadzić do domu, kiedy uciekłam.
                 -W pewnym momencie faktycznie na chwilę nam się wymknęłaś, ale po części ta Twoja ucieczka była zaplanowana. Edberg przeczuwał, że oni się do niego wybierają, ale nie chciał, by odkryli Ciebie. Naprawdę myślisz, że tak po prostu oddałbym Ci kurtkę z moimi kluczami?
                 -Czyli, że ja uciekłam tak naprawdę według waszego planu?!
                 -Tak to się właściwie przedstawia.
                 -No pięknie… A co się stało z moim ojciem po jego… po… po tym całym zdarzeniu z potworami? Gdzie on teraz jest?
                 -Został spalony według tradycji Łowców, aby Mrocznonoścy nie mogli niepokoić miejsca jego pochówku. W testamencie na pewno napisał Ci miejsce, gdzie chciałby, abyś rozsypała jego prochy.
                 -Dlaczego miałabym robić dla  niego coś, co mi napisał?
                 -Nie rozumiesz nic głupia dziewczyno? Całe życie szkolił Cię, abyś umiała się obronić, abyś… mogła się zemścić, gdy przyjdzie na to czas!
                 -Taaa, jasne, przez co ja miałam zmarnowane pół życia i brak jakichkolwiek kontaktów osobistych, masę siniaków, złych wspomnień i…i…i… nic dobrego! W dodatku miałabym uwierzyć w te wszystkie historyjki?
                 -Chodź, Zobaczysz coś, co mam nadzieję Cię przekona do tego, że mówiłem prawdę.
Weszliśmy za następne drzwi. Te wydawały się być jeszcze większe i grubsze niż poprzednie. Zobaczyłam na końcu małego, ciasnego, szarego korytarzyka drzwi jak do więziennej celi. Zdałam sobie sprawę, gdy dotarły do mnie dochodzące stamtąd dźwięki szamotania się, że to właśnie musiała być jakaś cela.
                 -Jest tutaj jeden Eunul, radzę Ci nie podchodzić zbyt blisko do kraty.
Ostrożnie podeszłam na odległość około metra, by móc choć trochę zobaczyć to, co znajdowało się za małym, prostokątnym okienkiem z kratami. Siedziała tam samotnie dziewczyna – na pierwszy rzut oka dałabym jej maksymalnie 16-17 lat. Piękne, długie blond włosy były w okropnym stanie. Była w całym mokrym ubraniu i brudnym tak, jakby dopiero co wróciła z lasu po miesięcznej próbie szkoły przetrwania. Siedziała przy ścianie z kolanami przy brodzie, patrzyła się pusto w ziemię przed sobą.
                 -To okropne jak wygląda ta dziewczyna! Dlaczego ją tu trzymacie? Mam zgłosić to policji, czy sami z własnej woli ją wypuścicie?
                 -Fakt, dlaczego ją tutaj trzymamy ma dwa powody. Jeden zaraz mam zamiar Ci pokazać.
Wyjął z kieszeni kurtki fiolkę z napisem „A Rh+” – krew… no tak… czego ja się miałam niby spodziewać po tych wszystkich historiach, soku jabłkowego?
                 -Wrzuć to i obserwuj jej reakcję. Jak uznasz, że możesz do nas przyjść na dalszą część rozmowy to zapraszam.
Stałam tak dłuższą chwilę mając wewnątrz siebie bitwę myśli, czy nie wypuścić tej dziewczyny – w końcu to może jakiś urojony pomysł tych ludzi. To tylko biedna, zaginiona nastolatka. Nawet jeśli udałoby mi się otworzyć te drzwi to i tak nie udałoby mi się przedrzeć przez tylu wyćwiczonych Łowców, więc po co dodatkowo mam stresować ją wrzucaniem do celi jakiejś butelki z krwią?
                 Wrzuciłam. To było silniejsze ode mnie. Wewnątrz mnie siedziało to … to zło wierzące, że część z tych historii musiała być prawdą. Butelka upadając rozbiła się chlapiąc po wszystkich ścianach małej celi. Przeżyłam w tym momencie szok. Dziewczyna zerwała się w ułamku sekundy i jak opętana zlizywała ciecz z ziemi. Nie zwracała wcale uwagi ani na swój wygląd, ani na swoje zachowanie. Tak jakby w tym momencie krew była centrum jej świata. Jej tęczówki zrobiły się kompletnie bordowe jak ta krew, a skóra zrobiła się okropnie blada- wręcz…biała. Nie żeby wcześniej wyglądała na opaloną, po prostu jak osoba nie przebywająca na słońcu, ale teraz?! Teraz była ona barwy niczym jej jasne zęby. Ruchy miała szybkie tak, że nie dostrzegałam wszystkiego, co robiła. Po około 30 sekundach z butelki 0,5 litrowej nie zostało nic, niewiarygodne! Dziewczyna dopadła do drzwi wyciągając ręce przez kraty i śliniąc się na mnie, a raczej na sam mój widok. Musiałam się cofnąć. Przyjrzałam się jej lepiej. Oczy straciły ten smutny wyraz i ludzkie spojrzenie, jakie dostrzegałam w nich na samym początku. Usta straciły malinowy kolor i zaczęły się robić sine. Oddychała z otwartą buzią niczym drapieżne zwierzę. Byłam przerażona tym, co widziałam.
                 Stojąc tak narastał we mnie gniew. W końcu to takie monstra zabiły moją mamę, której dlatego nie mogłam nigdy osobiście poznać. Zapewne zabiły też mojego brata, a goście, którzy je stworzyli i nasłali na moją rodzinę dodatkowo zabili mojego ojca. Nie żeby było mi go jakoś specjalnie żal, ale wychodziło na to, że przez jakiś chorych na umysł typków zostałam teraz sama! Wiedziałam, że nie będę mogła tego tak zostawić. Chciałam najlepiej od razu zabić tę Najwyższą Rodzinę i pokazać im, gdzie ich miejsce. Ale skoro do tej pory nie zostało to zrobione przez ludzi znajdujących się w pokoju obok to znaczy, że nie może być to takie łatwe zadanie. W głębi siebie postawiłam sobie to na wagę mojego honoru, aby wypełnić to zadanie. Jestem Anabeth Moonvile i już wiem, dlaczego honor tego nazwiska był tak ważny dla mojego ojca. Osobiście przysięgam, że z równie wielką dumą pewnego dnia wykrzyczę swoje nazwisko do osoby najbardziej odpowiedzialnej za krzywdy jakich doświadczyłam chwilę przed tym jak… ją zwyczajnie zabiję.
                 …Ale najpierw muszę się dowiedzieć jak to zrobić…