ROZDZIAŁ
III
-Co jeszcze powinnam wiedzieć?
Wszystkie
twarze zwróciły się w moją stronę i w tym momencie policzyłam, że razem z
Beornem było ich tutaj jedenaście osób. Jak weszłam wydawało mi się, że cały
tłum.
-W kooońcu wróciła do Ciebie
konkretna rozmowa, a nie humor rozdrzaźnionej dziewczynki ze słownictwem
12-latki. Podoba mi się to- powiedział Beorn- Może najpierw przedstawię Ci ludzi
tu przebywających. Enzo już znasz, miałaś z nim wcześniej szkolenia z
łucznictwa, strzelania kuszą i tych tematów.
Wskazał
na baczystego faceta, który pierwszy się do mnie odezwał, gdy tu przyszłam.
-To jak już słyszałaś jest Silyen,
spec od maszyn szybko jeżdżących i może osoba, która tutaj najmniej zanudzi Cię
opowiadaniem o swoich pasjach.
-Sieeemka- powiedział ślicznie się
uśmiechając.
-Cześć, chyba się szyyybko
dogadamy- stwierdziłam żartobliwie na co uśmiechnęła się reszta obecnych.
Cieszyłam się, że choć trochę udało mi się rozluźnić sytuację.
-Kolega obok niego to Silyen-
wyjaśniał dalej Beorn- nasza perełka od wszelkich spraw związanych z działem
elektroniki. Zaplanuje Ci komputerowo dosłownie wszystko, co chcesz, znajdzie
informacje jakich potrzebujesz lub naprawi coś, co działa…po prostu na prąd
-Mhm, słucham dalej…
-A to-wskazał na gburowato
wyglądającego faceta, którego poznałam. To był ten gość, który zamknął mnie w
pokoju, gdy zginęła moja ciotka, którą uważałam za swoją matkę- to jest August.
Zapozna Cię z wszelką historią istot Ci potrzebnych oraz ze sposobami walki z
nimi. Osobą, która nauczy Cię sztuk walki, aby wiedzieć jak je zabijać… w
praktyce będzie Simon. Porządny gość, nie ma co.
-To ja- podniósł rękę nieźle
napakowany, czarnowłosy chłopak w wieku około 30 lat.
-Jest jeszcze Michael, którego 50
lat na karku pozwoli Ci poznać zwyczaje Mrocznonośców, ich relacje,
najważniejsze persony oraz sposób w jaki z nimi rozmawiać. Bycie na bieżąco z
plotkami, a Mroki powiem Ci uwielbiają życie towarzyskie zapewni Ci nasza
niezawodna Clarise. Szybko powinnaś zorientować się, że warto wiedzieć gdzie i
w jakim rodzie aktualnie trwa zażarta kłótnia, to rozprasza ich uwagę. To
bardzo ważne abyś umiała się pojawić wszędzie w takim momencie, aby Cię nie
zauważono i nie wykryto. Twoim informatorem w sprawie wypadków z podejrzeniem
udziału potworów, a jednocześnie łącznikiem z wszelkimi tajnymi służbami będzie
były policjant Mike. Amber będzie dla Ciebie niczym druga matka… - zatrzymał
się chwilę jakby kalkulując, czy to, co powiedział było bardzo niewłaściwe- lub
ciotka, która pomoże Ci z wtapianiem się w tłum i charakteryzacjami stylu
ubioru i mowy odpowiednich do danego zadania. Szkołę z zakresu tego, czego
powinnaś się uczyć, a nie nauczy Cię nikt z tych osób przekaże Ci Tom.
Super.
Od razu na myśl przyszło mi, że zapowiada się pięknie- jeszcze więcej nauki niż
wcześniej, jeszcze więcej ćwiczeń, ale tym razem z „magiczną 11-nastką”,
których imion i specjalizacji nie zapamiętałam chyba nawet połowy. Miałam
ochotę krzyknąć „hej, poczekajcie, może wyciągnę z kieszeni mój podręczny
notatnik?!”.
-Doooobra- stwierdziłam szczerze zastanawiając się, co jeszcze
mogłabym powiedzieć – Szczerze nie ukrywam, że na początku wszystko jest dla
mnie takie… nowe i po prostu… trudne do zapamiętania. Wychodzi na to, że wzory
z fizyki w szkole przy tym to pestka do ogarnięcia.
Po
pokoju przebiegł szmer śmiechu
-Muszę się przejechać i wszystko to
sobie poukładać.
Wychodząc
nikt nic się nie odezwał, nie zadawał pytań gdzie jadę i za ile będę. Dobrze,
że akceptowali to, że sama muszę sobie to przemyśleć i nikt mi się nie
narzucał. Pasował mi taki układ - oni mi
coś mówią, ja mam chwilę dla siebie żeby to przetrawić w sobie. Przed domem
sprawdziłam z ciekawości godzinę. Była prawie 2 w nocy, co oznacza, że w ciągu
ostatnich 6 godzin moje życie zmieniło się totalnie o 180 stopni. Nie do
poznania.
Jechałam cały czas przed siebie z
wyjątkiem krótkich wjazdów na stacje paliw, aby motocykl nie stanął mi na
środku drogi z powodu braku paliwa. Poskładanie myśli zajęło mi dwa dni, ale
długie wyprawy motocyklowe zawsze przynosiły pozytywne efekty. Myślałam nad
tym, co to wszystko teraz dla mnie oznacza, jak przeżyję tę nową formę
samotności wśród ludzi, których w ogóle nie znam? Czy może jednak zostawić to i
odjechać stąd na zawsze? W końcu nic z tymi ludźmi nie nic nie łączyło. A
zemsta? Tak… zemsta jest ważne. Nie zapomniałam też o znajomych motocyklistach
z którymi spotykałam się w tajemnicy przed Ojcem. Czy wszystko u nich w
porządku? Czy w taką noc jak ta nadal ścigają się poszukując wolności i nowej
dawki adrenaliny? Było też mnóstwo innych pytań takich jak : czy może Ojciec
nie był tak naprawdę taki zły? Może to wszystko go usprawiedliwia? Czy mój brat
może jednak żyje? Czy może jednak zrobili z niego takiego potwora jak oni? Czy
kiedyś w swoim życiu na drodze spotkałam się z takim monstrem nie zdając sobie
nawet z tego sprawy? Pytania mnożyły się w mojej głowie coraz bardziej.
Była to długa podróż. Jedynie dwa
dni, a tyle nabytej wewnętrznej mądrości życiowej. Postanowiłam wrócić i
rozpocząć dalszą naukę tego całego… burdelu, który zostawił mi Ojciec po sobie.
Gdy dojechałam z powrotem do
Everlock wpadłam szybko do sklepu, bo nie miałam pojęcia, czy w domku jest coś
zdatnego do jedzenia. Kupiłam mleko, musli, zieloną herbatę, dużo owoców i
trochę warzyw. Teraz, gdy emocje z lekka już opadły poczułam, że naprawdę
jestem głodna, nie wyspana i kompletnie zmęczona. Należał mi się odpoczynek.
Kupiłam też gazetkę z nowinkami motocyklowymi- tytuł „Świat motocykli” mówił
sam za siebie. Na miejsce przybyłam około godziny 16, pogoda nadal była piękna.
Zobaczyłam na podwórku Silyena zajmującego się jakimś ciekawym Harleyem.
Zgasiłam silnik mojego sportowego Suzuki, zsiadłam, a kask i rękawice
zostawiłam na siedzeniu.
-Hej, co tam naprawiasz lub
psujesz?
Odwrócił
się zza maszyny uśmiechając się na mój widok
-Sieeemka! Zastanawiałam się, czy
jeszcze w ogóle wrócisz. Co do maszyny to w życiu nie mógłbym popsuć czegoś tak
cennego
-Coś bardzo we mnie wątpisz i to
już po raz drugi. Jak nie myślisz, że już nie żyję to znowu, że nie wrócę. Nie
doceniasz mnie chyba trochę. Dlatego może i ja mogę mieć wątpliwości co do
twoich umiejętności… złotej rączki- zaśmiałam się łobuzersko
On
również zaśmiał się cicho pod nosem, a ja dostrzegłam, że tak naprawdę to
niezły z niego przystojniak. Ciemne włosy, bystre spojrzenie, czarujący uśmiech
i ta budowa… to ciało znaczy się eeee… nie miał na sobie koszulki!
-Znaczy no… chyba każdy się nad tym
zastanawiał nie tylko ja
-Silyen, Ty mnie już nie kłam na
samym początku może co? Hę? Cały czas mówiłam, że przyjadę z powrotem. Sam
fakt, że nie uciekłam po pięciu minutach świadczył chyba o tym, że jednak nie
miałam Was dość.
-Ja też mówiłem od samego początku,
że wróci!
Uśmiechnęłam
się na dźwięk tego głosu. Cieszyło mnie, że Beorn nigdzie stąd nie wyjechał.
-Heeej Beorn – z uśmiechem
podeszłam do niego przytulając się na powitanie- trochę mi zeszło, bo po prostu
podróż nieco zmieniła po drodze trochę trasę- zażartowałam puszczając mu oczko
-Dobra, dobra, ja już znam te Twoje
trasy- poklepał mnie po plecach na znak, że rozumie- dzisiaj od tej godziny to
raczej dużo już nie zrobimy, ale jak się ogarniesz to zapraszam do nas.
Skierował
się w stronę domu najwyraźniej tyle mając mi do zakomunikowania
-Właściwie tooo- odwrócił się w
moją stronę- byłam w sklepie, kupiłam parę rzeczy i chętnie bym coś zjadła, a
poza tym po prawie dwóch dniach nieustannej jazdy chętnie bym trochę…
odpoczęła. Czy można misję pod tytułem „krwiożercza zemsta” przełożyć na jutro?
Usłyszałam
śmiech Silyena i spiorunowałam go wzrokiem, choć zapewne nie śmiał się ze mnie,
a z nieudolnego żartu o zemście.
-Oj Beorn, daj na dziś dziewczynie
spokój, jutro zacznie się wszystko tak jak trzeba
Ten
nic już nie dodał od siebie, ale skinął głową dla zgody i poszedł do domu.
-Dzięki śliczne za poparcie-
powiedziałam z uśmiechem
-To było w ramach przeprosin za
niedocenianie Cię
-Jaaasne, już to widzę, po prostu
chciałeś być miły i tyle. Mam dla Ciebie propozycję nie do odrzucenia.
-No słucham? Może ośmielę się nawet
odmówić
-Pójdę przygotować sobie jakieś
jedzenie, a jak przyjdę z powrotem tutaj to powiesz mi, co Ty kombinujesz przy
tym motocyklu. Może i będę miała małą prośbę w sprawie pomocy przy moim
ścigaczu. Co ty na to?
Uśmiechnęłam
się przekonująco, a może i zbyt flirtowanie.
-Niestety muszę odmówić
-Eeeej! Co znowu? Tak po prostu,
dla zasady?
-Nie. Po prostu nie lubię jak ktoś
przy mnie jje, a ja nie mam dla siebie nic dobrego.
Zaśmiałam
się. Typowy facet po prostu…
-No dobra, Tobie tez coś przyniosę.
Ale ostrzegam, mam lekką dietkę, wiesz… ćwiczenia, figura i te sprawy… więc
jedzenie będzie specyficzne
-Zakładam, że nie będzie mięsa?
-Niestety nie, za późno na takie
kalorie jak dla mnie
-Trudno, jakoś będę musiał to
przeżyć.
Zrobiłam
szybko dwie miski musli z mlekiem, jogurtowy shake ze zmiksowanych truskawek,
bananów i kiwi oraz owocowe koreczki z kawałków mango, winogron, morel i malin.
Krótko mówiąc: witaminowa bomba, a raczej nie konkretna kolacja. Zanim wyszłam
na dwór przebrałam się w cieńsze rzeczy, bo słońce świeciło niemożliwie
przyjemnie. Schodząc już po schodach pomyślałam jeszcze o czymś do picia, więc
wskoczyłam na sekundę do kuchni robiąc lemoniadę z dodatkiem świeżej mięty i
lodem. Włożyłam wszystko na jedną, wielką tacę i wyszłam.
-Oto jestem! Zgaduję, że musiałeś
za mną tęsknić?
-Ta, jasne, całe wieki Cię nie
widziałem. Co masz ze sobą fajnego?
Nie
umknęło mojej uwadze to, że miał niewyobrażalnie pięknie wyrzeźbione plecy i
był nieziemsko męski. Zganiłam się w myślach za to, na co zwracam uwagę.
-Em, no cóż… musli, koreczki
owocowe, świeży shake jogurtowy z truskawek, bananów i kiwi oraz zimna
lemoniada z miętą.
-Co fakt, to fakt: bez mięsa, ale i
tak brzmi dobrze.
Postawiłam
tacę na stojących obok oponach robiąc z nich chwilowy stolik. Silyen usiadł
obok na ziemi i sięgnął po lemoniadę. Wypił ją w trzy sekundy po czym sięgnął
po koreczki. Siedząc tak, rozmawiając i naprawiając oba motocykle minęło nam
prawie całe popołudnie. Nagle z lasu dobiegły do nas jakieś krzyki.
-Sily! Zabierz Anę do domu!
-Że co?
Zanim
zdążyłam przeanalizować fakt, że był do głos Beorna Sily podniósł się w
sekundzie, a zza rogu domu wybiegł Tom. Dopadł się szybko do skrzynki obok tarasu
wyciągając z niej stos groźnie wyglądającej broni.
-Co się w ogóle dzieje?!
-Cicho bądź!
Silyen
porwał mnie na ręce, ale zanim zdążył przebiec dystans do domu to zza ściany
lasy wybiegł szalony człowiek. Nie… patrząc na sposób jego poruszanie się dostrzegłam,
że ro nie mógł być żaden człowiek. Zanim zdążyłam przemyśleć głupotę jaką
powiedziałam w swojej słowie Sily-jak zdrobniale nazwał go Beorn- postawił mnie
na ziemi i pchnął za stojący obok samochód mówiąc szybko:
-Schowaj się, nie ruszaj i nie odzywaj
Jak
powiedział- tak zrobiłam. On pobiegł w stronę potwora, czy człowieka, gdzie
zaraz obok pojawił się Beorn i zaczęła się porządna walka, a nie taka „na niby”
jaką widywało się w dzieciństwie u kolegów. Bestia-bo tak to podsumowałam- była
bardzo blisko mojego opiekuna, serce biło mi jak szalone. Silyen próbował ze
wszystkich sił złapać ją od tyłu za kark, ale wcale nie wyglądało to na łatwe
zadanie. W pewnym momencie, gdy ten próbował już po raz kolejny złapać Beorna
Silyen skoczył w jego stronę. Potwór jednak obrócił się i z całej siły złapał
go na wysokości brzucha i mocno rzucił o drzewo jak lalką.
-Nieee!- krzyknęłam i zaraz
zrozumiałam, że było to błędem, bo monstrum odwróciło się w moją stronę.
Zaczęło szybko biec do mnie nie zważając uwagi na to, jakie przeszkody ma po
drodze. Tom za wszelką cenę chciał go zatrzymać. Zarzucił mu łańcuch na szyję
na co bestia bardzo się wściekła. Złapała za niego, pociągnęła mocno szorując
jednocześnie Tomem o ziemię. Beorn zerwał się, ale nie zdążył dobiec. Potwór
nachylił się nad leżącym nauczycielem i… skręcił mu kark. Przez ten moment
opiekun podbiegł do skrzyni, wyrwał z niej deskę i wbił ją bestii w plecy. Na
chwilę wszystko zdawało się zatrzymać. Jakby życie w tym miejscu zamarło.
Słychać było tylko świst oddechu potwora.
-Toooom!- krzyknął Beorn klękając
obok niego. Ja w tym momencie wyszłam zza samochodu- Musiałaś się odzywać? Było
siedzieć cicho? Nie umiesz zrozumieć prostych słów jak siedzieć i cicho? Więcej
tak nigdy nie rób!
Wstał.
W tym czasie reszta osób wyszła z domu. Kilkoro z nich razem z Beornem
zaprowadziła potwora do domu, zapewne do tej ciasnej celi. Ja powoli zaczęłam
iść w stronę Silyena. Otaczało go już 6 osób, ale pomiędzy mini zauważyłam, że
połowę brzucha miał poharatanego jakby zaatakował go przynajmniej jakiś wielki
niedźwiedź, czy gepard. Nie wyglądało to dobrze. Od samego widoku miałam
zawroty głowy, a co mowa o wyobrażeniu sobie bólu jaki właśnie musiał
przeżywać. Nie mogłam na to patrzeć.
-Proszę, powiedzcie, że on z tego
wyjdzie. To wszystko moja wina, ja … ja … przepraszam. Nie powinnam krzyczeć, a
najlepiej to pobiec im pomóc.
Odwróciła
się znad nieprzytomnego chłopaka ciemnowłosa kobieta. Przypomniałam sobie, że
nazwali ją Clarise, wydawała się być miła.
-Spokojnie kochana, to nie Twoja
wina. Powinien z tego wyjść, choć może to wcale nie być tak szybko. Chodź
lepiej już do domu, za chwilę się uspokoisz, a później zobaczymy, co będzie
dalej.
-Ta..tak…chyba pójdę się umyć, to
mnie nieco odświeży.
Udałam się do łazienki. Pod prysznice prawie, że gorąca woda spływała po mnie jakby potrafiła zabrać wszystkie moje problemy. Stałam tak jakiś czas naprawdę wierząc, że mi to pomoże, ale było to tylko chwilowe uczucie. Gdy w końcu się ubrałam i zeszłam na dół do salony wszyscy już tam byli. Było nie do wytrzymania cicho
Udałam się do łazienki. Pod prysznice prawie, że gorąca woda spływała po mnie jakby potrafiła zabrać wszystkie moje problemy. Stałam tak jakiś czas naprawdę wierząc, że mi to pomoże, ale było to tylko chwilowe uczucie. Gdy w końcu się ubrałam i zeszłam na dół do salony wszyscy już tam byli. Było nie do wytrzymania cicho
-Ja..em, chciałabym was wszystkich
przeprosić.
-Ana…nie… -powiedział Beorn – po
pierwsze to ja powinienem Cię przeprosić najpierw za to, że nie zatrzymałem
tego Eunula tam… w lesie, a przyszedł on tu za mną przez co to ja naraziłem
Ciebie na niebezpieczeństwo. Po drugie… za mój gniew z powodu…z powodu Toma na
Ciebie był nieuzasadniony, bo to w żadnym wypadku nie była Twoja wina. Ty
pierwszy raz miałaś styczność z atakiem takiego potwora, nikt nie może od
Ciebie wymagać od razu perfekcyjnego zachowania. Na takie rzeczy po prostu
trzeba Cię przygotować.
-Mam w sumie dwa pytanie. Jaki jest
ten drugi powód o którym wspominaliście, dla którego trzymacie tutaj te Eunule,
a ich nie zabijacie? I jak niby ja mam je sama zabijać, skoro 3 gości w dobrej
formie fizycznej nie dało jednemu takiemu rady?
-Hm… może od początku odpowiem na
pierwsze Twoje pytanie- powiedział gość po 30-stce, który miał na imię August i
jak sobie przypominałam specjalizował się w historii i sposobach walki z tymi
istotami- jak już wiesz, każdego Eunula musiał ktoś stworzyć, czyli jakiś
Mrocznonośca. Wśród Mroków skrótowo ich nazywając występuje pewien rodzaj …
hierarchii… jak w wojsku. Mroki zależnie od statusu rodu do którego należą mogą
odpowiednio stworzyć 1,3 lub 5 takich bestii. Osób, które mogą stworzyć troje
lub pięcioro jest stosunkowo mało, a to dlatego, że muszą oni kontrolować swoją
liczebność, aby nie zdradzić na świecie swojej obecności wśród ludzi i masowego
przekazu jakim są media. Ograniczeń nie ma tylko ich Najwyższy Król, ale jego
rodzina już jak najbardziej ma. Istoty te są im potrzebne do walki, aby nie
ingerować w nią osobiście. Dlatego to nie mają one do końca własnej woli. Nie
znaczy to, że są jak roboty trzymane w klatce. Same decydują o swoim trybie
życia, ale w momencie wydania rozkazu nie mają na tyle silnej woli, by się temu
przeciwstawić. Jest tu pewna zależność. Aby stworzyć takiego sługę Mrok musi mu
oddać dla niego część siebie, czyli trochę swojej krwi. Jeżeli zabije się jego
Eunula to on staje się słabszy. Niestety jego regeneracja do pełni sił nie trwa
długo, bo około tygodnia. To jednak daje nam tydzień na odnalezienie tego
Mrocznonoścy i łatwiejsze zabicie go.
-Czyli trzymacie ich licząc, ze
najpierw uda Wam się ustalić ich stworzycieli, aby nie tracić tego tygodnia na
darmo?
-Dokładnie też dlatego. Często
jednak musimy w potrzebie samoobrony zabić takiego Eunula od razu.
-Po dzisiejszym dniu muszę
stwierdzić, że ta konieczność coś słabo Wam wychodzi.
-To, co widziałaś dzisiaj było
efektem nieprzygotowania naszych ludzi na atak mentalnie oraz zaskoczenia i
braku wyposażenia pod ręką. Beorn był tylko na spacerze i został tak samo
zaskoczony jak pozostali. Nauka techniki i nabycie broni z zawartością wyciągu
z korony cyprysu, którego one nie tolerują pozwoli Ci samej, bez naszej pomocy
zabić takiego Eunula. Masz też w sobie część Elfiej Krwi, czyli też część
magii, dlatego powinnaś nosić cały czas swój amulet.
Wyjął
z kieszeni wisiorek, który zdecydowałam się zostawić, gdy ostatni raz widziałam
się z Ojcem.
-Trzymaj. Od wieków należy do
Twojej rodziny.
Faktycznie,
teraz po raz pierwszy mu się przyglądając zauważyłam, że nie jest to jakiś
pierwszy-lepszy medalionik ze zwykłego sklepu, czy miejscowego bazaru, ale
naprawdę staro wyglądająca rzecz. Był to srebrny wisior z zawieszką z kamienia czarnego
marmuru w kształcie księżyca ze srebrnymi mackami wokół dolnego rogu.
-Czy wiesz, co w ogóle oznacza ten
wisior?
-Nie. Szczerze to przez lata byłam
przekonana, że to tylko jakiś kolejny, chory wymysł mojego ojca i nie chciałam
go nosić.
-Księżyc w kulturze Elfów miał
zawsze duże znaczenie. Wpływał na wydajność ich magii. Tak było podobno, choć
mamy trochę co do tego wątpliwości. Nici ze srebra na jego dole, które tam
widzisz to symbole 10 rzek przy których rozpoczęła się cała cywilizacja Elfiego
Królestwa. Te małe perły, których jest 4 określają z którego pokolenia był Twój
ród. Czwarte pokolenie było niestety ostatnim pokoleniem Królewskim. Noś go pod
koszulką. Zwykły człowiek zapewne uwierzy, że nabyłaś go na bazarku z
rupieciami, ale starszy Mrocznonośca może już się Tobą niepotrzebnie
zainteresować.
-Rozumiem. Czyli jakim sposobem
dokładnie zabić Eunula?
-Przebić mu miejsce serca drzewcem
cyprysowym. Nie wierz nigdy, że one mają serce. Nie mają. To byłoby na tyle.
-A Mrocznonoścę?
-To samo, tylko z taką różnicą, że Ci są o wiele
silniejsi z biegiem lat?
Wszyscy
patrzyli na mnie jak 10-letnie dziecko w szkole podstawowej zastanawiając się
zapewne, czy dokładnie po kolei zrozumiałam ich wszystkie lekcje, żeby nie
musieli mi tego dwa razy dobitniej powtarzać.
-Dobra. Chcę jak najszybciej zacząć
to całe szkolenie.
Każdy
z nich przytaknął głową wyrażając swoje poparcie. Tego dnia, a raczej już
wieczora nie było zajęć, a jedynie przygotowania do pogrzebu Toma.
Na
polanie parę set metrów od domu, w lesie zbudowali z drewna wysoki, prostokątny
stos. Położono na nim Toma w odświętnej szacie na ostatnią drogę wykonaną z
białego atłasu. Wszyscy ustawili się wokoło. Beorn położył obok niego jego
nauczycielską encyklopedię, która była symbolem jego wiedzy. Następnie odczytał
powoli, poważnym głosem modlitwę w obcym dla mnie języku. Był to środek nocy.
Biegiem przypadku księżyc był w idealnym kształcie takim samym jak na moim
naszyjniku. Nasz okrąg oświetlały w równych odstępach rozłożone pochodnie. Każdy
miał poważną minę i był ubrany w kolorze czarnym. Klimat całej tej ceremonii
był jak najbardziej mroczny. Obleciały mnie ciarki i zastanowiłam się, czy
czuję się tu bezpiecznie. Może to głupie, ale w takim momencie zastanawiałam
się jak to jest z pozwoleniem władz na taki pochówek. Na pewno nie było takiego
pozwolenia. Również w głowie powstały mi pytania, czy Tom miał może jakąś
rodzinę? Jeśli tak to dlaczego ich tutaj nie było? Może ich nie powiadomiono?
Z
zamyślenia wyrwałam się, gdy zaczęliśmy spacerować wokół kręgu. Było nas tylko
8 osób, ponieważ ranny Progmalion był w domu, a tam z nim nadzorując jego stan
była Amber i Enzo. Zatrzymaliśmy się kończąc chwilą ciszy. W tym momencie Beorn
chwycił za pochodnię stojącą obok niego i podpalił stos w każdym z jego rogów.
Wrócił na swoje miejsce, a każdy przypatrywał się powoli
rozprzestrzeniającym się po stosie
płomieniom. Nagle, bez żadnego oficjalnego zakończenia ludzie zaczęli iść do
domu. Beorn jednak nadal stał w miejscu. Stephen klepnął mnie w ramię przechodząc
obok mnie.
-Chodźmy, dajmy mu się pożegnać
samemu-szepnął.
W
domu nadal nikt nie miał ochoty na rozmowy. Poszłam do salonu, gdzie leżał
Silyen. Podłączony był do różnego rodzaju szpitalnej aparatury podtrzymującej
jego funkcje życiowe. Nie mam pojęcia jak oni takie rzeczy znaleźli w domu.
-No i jak z nim?- zapytałam cicho
Na
fotelu obok Amber właśnie przysnęła. Enzo odwrócił się w moją stronę.
-Chciałbym powiedzieć, że dobrze,
ale nie widać żadnej poprawy. Amber przysnęła, pomożesz mi zmienić mu bandaże?
-Pewnie…tak…znaczy, no oczywiście…
Wzięłam
krzesło i usiadłam obok. Miałam obawy przed tym, co zobaczę pod bandażami.
Nigdy nie bałam się krwi, ale widok otwartych ran tez nie był cudowny. Wzięłam
się w garść. Enzo odkrył lekko koc, a ja zobaczyłam, że bandaże na brzuchu
Silyena są nadal całe we krwi pomimo kilkorazowej już wymiany.
-Jeszcze nie odkryliśmy tego, a
mnie już też nie wygląda to dobrze
-Właśnie, nie widziałaś jeszcze
tego, co pod spodem
On
przytrzymał go za plecy lekko wyżej, aby było mi łatwiej, a ja delikatnie
odwijałam bandaże. Miał rację- pod bandażami było na serio gorzej.
Rany-ewidentnie po długich, ostrych pazurach biegły w poprzek całego brzucha.
Wokół nich zrobił się stan zapalny, skóra była czerwona i rozgrzana. Na brzegach
rozcięć zbierała się ropa wraz z innymi wydzielinami tworząca nieprzyjemnie
pachnącą maź.
-Źle to wygląda- podsumowałam po
raz drugi
-Cały czas podajemy mu surowicę,
ale zakażenie od Eunula nadal postępuje. Trzeba czekać na reakcje obronne ze
strony jego organizmu, ale teraz…jakby się poddawał.
-Nie… tak nie może być. Nie
rozumiem dlaczego w ogóle nie zawieziecie go do szpitala?- zapytałam okładając
mu brzuch gazami nasączonymi solami fizjologicznymi.
-Po co? Zawieźć go i zmyślać, że
zaatakowało go zwierzę i ich leczenie nadal mu nic nie pomoże? To był atak
Eunula, tutaj wymagana jest cierpliwość i wiedza o tym, a nie medykamenty,
które na nic tu nie zdadzą rezultatu.
-Rozumiem.
Zamilkłam
i skupiłam się na swoim zadaniu. Nie chciałam się wtrącać, po prostu
denerwowała mnie taka bezsilność. Widziałam faceta z którym spędziłam właśnie
miło cały dzień leżącego i praktycznie… umierającego. Byłam bezsilna, starałam
się wyrzucić te negatywne myśli z
siebie. Wszystko musi być dobrze. Bandażowałam jak najdelikatniej mogłam, ale
pomimo tego, że Silyen był nieprzytomny to dostrzegałam na jego twarzy ból, gdy
mocniej przyciskałam niechcący bandaż. Zalała mnie kolejna fala smutku, było mi
go niesamowicie szkoda. Biedak zapewne to wszystko czuł ze zdwojoną siłą,
zapewne też podświadomie nas słyszał, a nie mógł nic powiedzieć, ani zrobić.